Quantcast
Channel: Kontrowersje.net - portal niereglamentowany
Viewing all 2645 articles
Browse latest View live

Ludzie nie dyskutujcie z tłuszczą, bo za chwilę sami będziecie tłuszczą!

$
0
0

Irytują mnie wszelkie quizy i głupkowate zabawy z cyklu wskaż trzy szczegóły, które odróżniają obrazki, ale tym razem nie ma wyjścia. Dla dobra nauki, czy też paranauki, zwanej socjologią, odwołuję się do konkursu. Proszę spojrzeć na powyższą fotografię i udając, że nie rozpoznajecie Państwo wioskowego znaczka na sweterkach, przypisać te jakże roześmiane twarze do konkretnego elektoratu. Dla ułatwienia podpowiedź w systemie audiotele. Czy to jest obciachowy, moherowy ciemnogród głosujący na PiS, a nawet na Rydzyka? Czy to jest wizerunek nowoczesnego, otwartego, europejskiego społeczeństwa obywatelskiego. Niestety nie będę mógł zebrać odpowiedzi, dlatego pozwolę sobie w ciemno założyć, że propaganda i przekazy podprogowe zrobiły swoje. Najpewniej większość uczestników konkursu podświadomie skojarzyła obraz z „pisowskim ciemnogrodem”, tymczasem to jest portret przedstawicieli KOD, znanej organizacji walczącej o szacunek dla prawa, demokracji i najwyższych standardów debaty publicznej. Te oblicza pełne uśmiechu i tolerancji nadzwyczajnej, sfotografowano w Suwałkach podczas niecodziennej uroczystości. Córka generała Andersa pojawiła się na otwarciu wystawy poświęconej armii Andersa. Owszem ślepym trzeba być albo głupiego udawać, żeby nie dostrzec związku między kampanią senacką i wizytą kandydatki na senatora w otoczeniu ministrów z PiS. Prawdą jest, że mieliśmy do czynienia z klasycznym fragmentem kampanii wyborczej, ale w działaniach kandydatki jak i w incydencie z udziałem oponentów nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie medialna paranoja i seria chorych analogii. Natychmiast pojawiło się porównanie do Komorowskiego i protestów… no właśnie, czyich protestów.

Po pierwsze nie moherowych babć z PiS, tylko narodowców, kukizowców i korwinowców, po drugie tamte wydarzenia z udziałem Komorowskiego nie odbyły się nie na otwarciu kameralnej wystawy, z którą kandydat był ściśle związany, ale na zwykłym wiecu ulicznym. Po trzecie tamtych protestujących ochrona i policja (BOR) rzucały na glebę, co więcej jeden trafił do prokuratora i psychiatryka. Po czwarte wszystkie nowoczesne media grzmiały o faszyzacji życia publicznego, zamachu na demokrację, ciemnogrodzie ksenofobicznym i dzieleniu Polaków. Mimo wszystko oba incydenty jak najbardziej dają się porównać, co do samej istoty, ale pod warunkiem, że mamy do czynienia z adekwatnymi ocenami i przekazami. Nikogo za rękę nie złapałem, jednak nie chce mi się wierzyć, że te, co tu dużo mówić, bardzo ograniczone intelektualnie persony, poszły na imprezę z własnej ideologicznej pasji i wyraziły swój pogląd. Prowokację o tej jakości organizuje się bardzo prosto, rekrutacja odbywa się na ławeczce przed sklepem albo na pobliskim bazarze. W sumie to mało istotne, w jakiej formule odbyła się hucpa w Suwałkach, może ktoś za tę żałość zapłacił, może rzeczywiście ludzka głupota objawiła się spontaniczne. Ważne jest to, że całkowicie odwrócono interpretację. Z tłuszczy wyraźnie niegramotnej, odzianej na obraz i podobieństwo tak wykpiwanych „moherowych babć”, w czołówkach medialnych nie pokazano jako nienawistnego zaścianka, ale naszym oczom ukazali się modelowi „obrońcy demokracji”.

Praktycznie bez żadnego powodu tłuszcza zelżyła Anna Marię Anders i sponiewierana nie doczekała się głosów eksperckich, że takie zachowanie „kibolskie” jest wyrazem pogardy dla człowieka. Wszystko na „d” postawione, co było podpalaniem w przypadku Komorowskiego, w przypadku kampanii kandydatki PiS jest europejską walką o jakość demokracji. Kompromitującą reakcję Bronka z Budy Ruskiej, który wszedł w polemikę ze „specjalistami od kur”, najpierw całkowicie pominięto, potem zrobiono kurpiowską wycinankę ukazującą siłę intelektu gajowego. Z przerażonej Anny Marii Anders i wyraźnie pogubionego Mariusza Błaszczaka uczyniono w kamerze zamordystyczną władzę. I tak można sobie deliberować do drugiego dnia po śmierci i zawsze usłyszymy coś takiego: „prawda to trucizna” albo jeszcze większy Orwellowski hit. Piszę od lat i znów jestem zmuszony powtórzyć, że te opłakane skutki mają jedną przyczynę.

Człowiek inteligentny i przyzwoity nie może prowadzić żadnej dyskusji z tłuszczą, bo to za dobrych czasów było degradacją społeczną, a obecnie jest degradacją intelektualną. W Polsce nie tylko się dyskutuje z tłuszczą, ale tłuszcza nadal ma głos decydujący i najbardziej donośny. Normalność przyjdzie wówczas, gdy TVN nie odważy się pokazać takiego gówna, z jakiego zrobił następną „narrację” dnia. Na tłuszczę działa tylko jeden argument – bat. Od dłuższego czasu jedyne interakcje między mną i tłuszczą, polegają wyłącznie na batożeniu tłuszczy i mam święty spokój. Na początku ludzie roztropni gorszyli się radykalizmem, teraz przyznają rację, ale to nie jest moja racja, to odwieczne prawo natury i stosunków międzyludzkich. Żadnych polemik, tylko i wyłącznie porządki, tłuszcza poza nawias społeczny, człowiek z krwi, kości i mózgu na szpicę narodu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

To był zamach i nic innego….

$
0
0

Nie mogło być dzisiaj felietonu na inny temat, po prostu nie mogło. Najważniejsze ze wszystkich ważnych rzeczy jest to, żeby znów się nie dać zaszczuć „spiskiem”. W krajach, gdzie ludzie traktują się poważnie procedury zabraniają durnym „dowcipnisiom” kpić z takich wypadków, jak ten Prezydenta Andrzeja Dudy. Jeśli na grzywkę prezydenta USA narobi gołąb to połowa ochrony łapie bydlaka i odwozi do koronera, aby przebadał go na obecność toksyn, a druga połowa wiezie prezydenta USA do kliniki. W zrusyfikowanej i zgermanizowanej kolonii nadwiślańskiej proporcje są w zasadzie te same, tylko reakcje odmienne. Połowa narodu to tłuszcza, która rży i puka się w czoło, bo przecież „to normalne, że opony pękają”. Pozostali nawet jeśli czują smród, zapobiegliwie apelują, aby głośno nie mówić o zamachu i nie narażać się na drwiny. A takiego! Drwiną to jest głupkowate stwierdzenie, że normą w przyrodzie są wybuchające opony w limuzynach prezydentów. Ile razy to się zdarzyło na świecie i jakiemu prezydentowi? Przy takich wypadkach służby specjalne z definicji i na pierwszym miejscu podejrzewają zamach, co jest najbardziej logicznym wyjaśnieniem. Co jeśli nie planowana akcja może spowodować, że prezydent kraju, nie kolonii, ledwie uchodzi z życiem po detonacji opony? No co innego? Bieżnikowane kapcie? Spawana felga? Przypadek jeden na milion? To wszystko właśnie są najgłupsze z możliwych spiski, ale tak wytresowano i zaszczuto Polaków, że największe brednie stają się nauką, a nauka brednią. Złożyło się wyjątkowo, ponieważ sprzedażą opon i felg zajmowałem się zawodowo, przez 15 lat, w tym przez 10 lat prowadziłem własną firmę. Nikt mi żadnego kitu i „dowcipu” o „pancernej oponie” nie wciśnie, choćby dlatego, że pancerne opony jak najbardziej istnieją, na dodatek sprzedawane są w ramach seryjnego wyposażenia.

Wiedza techniczna jest bezużyteczna, jeśli nie znamy konkretnych okoliczności zdarzenia i tak jest z wypadkiem Prezydenta Andrzeja Dudy. Nie wiemy co się stało, ale dysponując podstawowymi danymi możemy z całą pewnością powiedzieć, co się mogło stać. W BMW, którym jechał Prezydent Andrzej Duda dało się zamontować tylko trzy rodzaje opon: niewłaściwą, homologowaną i zamiennik. Jeśli chodzi o oponę niewłaściwą to sprawa jest prosta. Detonacja, którą można zobaczyć na filmie nagranym przez przypadkowego kierowcę, jest wręcz modelowa dla opony przeciążonej. Tak się zachowuje ogumienie, które ma niedostosowany indeks prędkości i nośności do mocy i wagi samochodu. Problem polega jednak na tym, że w rozmiarze 19 cali chińskich „zimówek” się nie spotyka, praktycznie wszystkie opony są produktami z najwyższej półki, ale niekoniecznie dostosowanymi do wymogów konkretnego i bardzo specyficznego auta. W tym miejscu przechodzimy do opony homologowanej. Według specyfikacji BMW 760 security, auto powinno mieć oponę typu Pax.

Jest to unikalny produkt na rynku, ale dostępny w normalnej sprzedaży, przez Internet można sobie zamówić http://serwis-opon.net/pl-opony,nowe,opona,18406, sam też sprzedałem parę takich opon. Opony te wymagają specjalnej felgi, na którą nie sposób założyć nic innego. Patrząc na poniższe zdjęcie i film, laik pojmie w lot, że coś podobnego może detonować tylko pod miną czołgową.

CcvO3sKWAAACNfZ.jpg

Opona ma wewnątrz specjalną „twardą” konstrukcję, jakby koło w kole, które pozwala utrzymać przyczepność i jechać z prędkością do 100 km/h przez kilkadziesiąt kilometrów. Między bajki i spiski można włożyć brednie, że taka opona detonuje, bo „to normalne”. Nie, ta opona sama z siebie na strzępy nawet w teorii się nie rozsypie, trzeba jej pomóc i to niemałą siłą.

Ostatni wariant, czyli zamiennik jak sama nazwa wskazuje nie jest ideałem, ale nie jest też jakimś rażącym błędem, o ile nie mówimy o bezpieczeństwie głowy państwa. Załóżmy jednak, że „oszczędzamy” i zakładamy oponę typu run flat. Wygląda to tak.

A-20110524-continental-SSR-flat-11179.jpg   index.php_.jpg

Ogumienie ma słabsze rozwiązanie niż Pax i cała rzecz opiera się na wzmocnieniu kordu, szczególnie profilu, na którym wylewa się tak grubą warstwę gumy, aby po przebiciu można było jechać na wzmocnionych bokach. Run flat też może się rozerwać na strzępy, dajmy na to po najechaniu na pług czteroskibowy, ale opona nadal zachowuje przyczepność i nie ma mowy o kręceniu piruetów na drodze. Na „kapciu” również można przejechać kilkadziesiąt kilometrów z maksymalną prędkością 80 km/h. Dysponując tylko tak skondensowaną wiedzą łatwo sobie odpowiedzieć, co się mogło stać. Na pewno doszło do detencji opony i przy niewłaściwym ogumieniu to nic nadzwyczajnego, wręcz naturalna kolej rzeczy. Przy zamienniku run flat, rozerwanie opony jest możliwe, ale nie na takie strzępy jak było widać i auto nie wpada w takie tarapaty, w jakie wpadło. Przy oponie Pax ani detonacja, ani tak gwałtowne obrócenie auta nie chodzi w grę, bo po to te opony zostały wynalezione, aby zapobiegać podobnym zdarzeniom. Nie ulega zatem wątpliwości, że we wszystkich trzech przypadkach mieliśmy do czynienia z zamachem na Prezydenta Andrzeja Dudę. W pierwszym to było zaniedbanie i pewny kryminał dla osoby odpowiedzialnej, w dwóch pozostałych oponom musiał ktoś pomóc wybuchnąć i nie mógł to być pocisk z kałasznikowa, bo i run flat i Pax to wytrzymują. Do run flat wystarczy granat zaczepny, do Paxa potrzebna jest mina przeciwczołgowa. Rozwiązanie zagadki jest banalne. Powiedzcie mi jaką oponę założono do BMW Prezydenta Andrzeja Dudy, a ja Wam powiem jak i kto chciał Prezydenta zabić.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(12 votes)

Wyrwać tłuszczy kij i pogonić na wschód

$
0
0

Wyznaczników poziomu zgnilizny i rozkładu społecznego, który wcześniej nazywał się ludową ojczyzną, a dziś członkiem europejskiej wspólnoty, jest całe mnóstwo. Wybiorę jeden i to wystarczy, by pokazać moralny bajzel uchodzący za „liberalną demokrację”. Twarzami żenującej akcji „Hejt stop” były największe chamy i prymitywy, jakie funkcjonują w Internecie. Nazwiska pominę, nie z obawy przed kolejnymi procesami, ale z obrzydzeniem i by nie robić prostactwu reklamy. Jednocześnie ta celebrycka tłuszcza non stop dyscyplinowała ludzi, których najpierw prowokowała, potem gnoiła i na końcu pokazywała wykrzywione ze złości twarze swoich ofiar. Narzędzie wyjątkowo prymitywne i jednocześnie śmiertelnie skuteczne. Zamiast kombinować i nieustannie zbierać w tyłek, czas wykonać tę samą serię działań w odbiciu lustrzanym. Żaden to problem, ale cięgle nie widzę odpowiedniej skali przedsięwzięcia, bo pierwsze próby na szczęście są już za nami. Cała niemoc bierze się z fałszywie pojętego przekazu Nowego Testamentu, gdzie rzeczywiście jest mowa o naiwnym nastawianiu drugiego policzka, jednak na tym tolerancja się kończy. W przypadku gnojenia ludzi przez lewacką i liberalną dzicz nie ma mowy o policzkowaniu, to jest flekowanie, oblewanie gównem, odczłowieczanie, czyli jednym słowem eksterminacja. Pewnie wszyscy pamiętają słynną sałatę posłanki Pawłowicz, ale mało kto pamięta dzięki komu zrobiono z tej bzdury faszyzm połączony z nazizmem. Jako pierwszy wystąpił na mównicy sejmowej lump z Twojego Ruchu i zaczął udzielać lekcji kultury. Jako żywo spektakl przypominał wykład menela pachnącego denaturatem na temat doboru odpowiedniego wina do mięs białych. Potem „aferę” podchwycili reżyserzy „Szkła kontaktowego”, wzorowanego na niemieckich kabaretach z okresu, gdy pewien austriacki kapral zaczął budować autostrady. Przy tym wszystkim za największe chamstwo i prymitywizm robiła konsumpcja sałatki, natomiast szczucie uchodziło za walkę o najwyższe standardy.

Tak się można bawić bez końca i atakowany nie ma żadnych szans na obronę, bo z definicji jest poddawany linczowi. Jedyną formą przeciwstawienia się przemysłowemu odczłowieczaniu jest wyrwanie kija lumpom i przemówienie w ich języku. Z olbrzymią radością i satysfakcją zobaczyłem w Wiadomościach kadry z komentarzami „nowoczesnych” i „zakodowanych” chamów, w tym chamów uchodzących za gwiazdy dziennikarstwa, którzy kpili z wypadku Prezydenta Andrzeja Dudy. Powiem od razu, że nie sprawdzałem reakcji, ale skoro nie ma ich na czołówkach gazet i serwisów telewizyjnych, to raczej zadziałało jak należy. Od wielu lat przeciwstawiam się nowotestamentowej naiwności, żeby nie powiedzieć frajerstwu i postuluję zasadę starotestamentową. Ktoś bardzo słusznie zauważył, że to jest wojna, wojna kulturowa i cywilizacyjna. Od 1945 roku najpodlejszy element (sort) napływowy, przy pomocy miejscowego elementu, wprowadził kulturę musztardówki i słoniny. Pijani, niedomyci, często niepiśmienni ojcowie i dziadowie dzisiejszych bojowników o ludową demokrację, w walonkach wdrapali się na sam szczyt struktury społecznej, a następnie ogłosili się przewodnią siłą narodu. Genetyczną i mentalną pałeczkę pionierzy realnego socjalizmu przekazali zstępnym, których teraz widzimy w telewizjach i radach nadzorczych.

Mam serdecznie dość wysłuchiwania idiotycznych i strachliwych apeli w stylu: „nie zniżajmy się do ich poziomu”, „bądźmy ponad to”. Jeśli ktoś ma jakichś pomysł jak przy czyszczeniu szamba poczuć zapach fiołków albo powiew morskiej bryzy, to niech się koniecznie tym patentem podzieli. Obawiam się jednak, że zmarnowaliśmy całe dekady i z fioletowo-purpurowymi policzkami ciągle udajemy, że metoda jest słuszna, tylko materiał ludzki się nie sprawdza. To żaden materiał ludzki, to tłuszcza i z tym się nie dyskutuje, ale wynosi poza margines, to się czyści. Pani Marzena Paczuska we wczorajszych Wiadomościach zrobiła pierwszy krok, o który błagałem od kilku lat, co więcej Jej się udało pokazać sowieckich chamów z kobiecym wdziękiem i złośliwością i o to dokładnie chodzi. Typy ukształtowane przez „kulturę” bolszewickich naczelników, nie wyzbyły się i nigdy nie wyzbędą się naturalnych dla siebie cech, instynktów i zachowań. Czas najwyższy odprowadzić te całą armię tam skąd przyszła. Uznam sprawę za zakończoną gdy za horyzontem znikną konsumenci tuszonki z ośmiorniczek i gdy ucichnie tupot walonek.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)

Jerzy Zelnik ostatecznie obnażył i pokazał małość Bolka Wałęsy

$
0
0

Trudna sztuka analogii, jest w RPIII gwałcona nieustannie i celowo sprowadzana do absurdu, bo takie jest podstawowe narzędzie relatywizmu. Porównuje się wszystko ze wszystkim i wszystkich ze wszystkimi, tak wygląda taśma produkcyjna, na której mózgi przerabia się na wodę. Wieść o tym, że aktor Jerzy Zelnik tuż po odebraniu dowodu przez klika lat miał kontakty z SB, natychmiast została porównana z donoszeniem Wałęsy na swoich kolegów za pieniądze. Co te dwie sprawy rzeczywiście łączy. Istnieją trzy kryteria wspólne. Na pierwszym miejscu fakty i tutaj siłą rzeczy kończy się dyskusja. Faktem jest, że Jerzy Zelnik podpisał kwit zobowiązujący do współpracy z SB i to samo zrobił Wałęsa. Po drugie ocena faktów, która też musi być tożsama. Chluby nikomu współpraca z SB nie przynosi i wszelkie próby relatywizowania godne są najwyższej pogardy. Wreszcie i po trzecie trzeba uwzględnić zachowanie współpracujących z SB, po ujawnieniu faktów i od tego momentu analogia się kończy. Rysujemy sobie tabelkę i pokazujemy całą małość Wałęsy wyrażoną postawą Jerzego Zelnika. Kolumna lewa p-okazuje cienkiego Bolka i jego pierwsze reakcje po ujawnieniu faktów. W pierwszym rzędzie ukradł dokumenty i połowę zniszczył, na szczęście był tak mało rozgarnięty, że kopie uznał za oryginały. Jerzy Zelnik ze wstydem i pokorą przyznał się do plamy na życiorysie. Bolek odreagowując darł się po całej Polsce i świecie, że jest bohaterem i sam jeden „obalył komunem”. Aktor Zelnik stwierdził, że odreagował pierwsze doświadczenia erotyczne. Bolek po serii wybitnie głupich komentarzy, nawet jak na jego możliwości, w końcu wymyślił, że to SB współpracowała z nim, nie on z SB. Na domiar geniuszu Bolka, okazało się, że ograł bezpiekę planowaną akcją z roku 1970, która zakończyła się wielkim zwycięstwem w roku 1989. Jerzy Zelnik ze zwieszoną głową przyznał, że był gówniarzem pogubionym w socjalistycznej rzeczywistości i SB wciągnęła go nosem.

Wystarczy „analogii”? Absolutnie nie! Konieczne jest pokazanie całej machiny propagandowej relatywizującej postawy ludzkie. Do Wałęsy zgłosili się liczni naukowcy i dziennikarze z prośbą o odniesienie się do dokumentów. Bolek wyzwał każdego z nich, a następnie wykorzystał swoje kontakty i spuścił psy gończe z Czerskiej, Wiertniczej i klubu PO, który w ostatniej chwili odwołał akcję „komandosów historii” na UJ. Pan Zelnik po telefonie Cezarego Gmyza przyznał, że popełnił tę głupotę i niegodziwość, poczym zgodził się, aby dziennikarz przeprowadził dalszą, dogłębną analizę. Wszelkie dobra, jakie Bolek uzyskał sprzedając za pieniądze kolegów, zostały przez niego „sfinansowane” wygranymi w Toto Lotka, co „potwierdziła” żona, rodzina i „autorytety”. Pan Jerzy Zelnik podobnej kompromitacji nie popełnił i z tego, co mówił współpraca w ogóle nie miała takiego charakteru. Swoje ofiary kapuś Bolek nazwał „nikim” i przez lata ścigał po sądach, niestety wygrywając procesy. Bolek nie ma sobie zupełnie nic do zarzucenia i jeszcze przy tym obrzuca łajnem ludzi, których sprzedawał oraz jako wpływowy polityk gnoił. Jerzy Zelnik natychmiast przeprosił i obiecał, że w pierwszym rządzie będzie błagał o wybaczenie i postara się zadośćuczynić wszystkim, którzy z powodu jego działalności mogli doznać krzywd.

Teraz wystarczy, chociaż różnic znalazłoby się znacznie więcej. Zestawiając sprawy i ludzi widać, że jedno z drugim nie ma kompletnie nic wspólnego. Nie tylko sprawa Jerzego Zelnika jest całkowicie inna niż sprawa Bolka Wałęsy, ale dopiero zestawienie tych dwóch indywidualnych przypadków pokazuję jaką miernotą jest „legenda Solidarności” i jak się powinien zachować człowiek. W puencie chciałbym się odnieść do zwyczajowych i wyjątkowo głupich zarzutów: „jak swój to dobrze, a jak nie swój to esbek”. Dynamika zdarzeń tak gna, że procent ludzi pamięta o takim typie jak Kowalski z PiS, który był wyjątkowo wrednym kapusiem SB i zajął na krótko stołek w PKP. Dowiedziałem się o tym fakcie z komentarza Marcina Mellera, którego między innymi Kowalski sprzedał. Nie było sekundy dylematu i chociaż nie mało mnie to kosztowało całkowita racja została po stronie Mellera, a Kowalski słusznie poszedł na śmietnik polityczny. Zanim Jerzy Zelnik zabrał głos portal www.kontrowersje.net zajął jedyne możliwe stanowisko:

I na pewno w tej materii nic się nie zmieni. Współpraca z SB zawsze i wszędzie jest złem, jednak w upadku moralnym można trwać z łgarstwem na ustach albo z pokorą zło naprawić i czynić dobro. Po pierwszej postawie rozpoznaje się bydlaka, po drugiej człowieka.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

To był zamach II

$
0
0

Pochwaliłem się i teraz będę świecił oczami, ale lepsze to niż udawanie niezawodnego fachowca, czy wariata, co się na zmianę zdarza komentującym wypadek Prezydenta Andrzeja Dudy. O oponie wiem prawie wszystko, niestety wbrew zapowiedziom nie jestem w stanie jednoznacznie stwierdzić kto i jak dokonał zamachu. Trzymam się słowa zamach z konsekwencją, ponieważ idiocie nie wytłumaczysz, a mądry doskonale rozumie w jakim celu i konwencji słowo jest użyte. Zagadki nie rozwiążę natomiast jestem w stanie radykalnie zawęzić krąg podejrzanych zamachowców. Ponad wszelką wątpliwość wiemy, że w BMW Prezydenta była założona właściwa i homologowana przez BMW opona 245-710 R490 AC Michelin Pilot Alpin Pax. Tym sposobem wykluczamy rzecz najważniejszą i jednocześnie najbardziej przerażającą, że jakiś Józek założył do pancernego auta, chińską „nalewkę” lub inny zamiennik. Obejrzy „fachowcu” elementy wchodzące w skład nawet nie opony, ale KOŁA PAX i błagam przestań bredzić o wycieczkach Golfem III ze szwagrem. W związku z ustaleniem, że w doborze ogumienia nie było błędu, należy zamknąć buzię i przestać komentować, jakie powinny być zachowane indeksy. Ustaliła to fabryka z Monachium i tak mam być, chociaż wielu garażowców się zdziwi, że zwłaszcza indeksem prędkości opona nie powala. Pełny rozmiar i dane opony to 245-710 R490 AC 117 T. Ostatnia litera w tym ciągu wskazuje właśnie na indeks prędkości równy 190 km/h. Nie ma tu żadnej pomyłki, rzeczywiście auto za blisko 2 miliony złotych przy pełnym bajerów wyposażeniu, według zaleceń producenta powinno mieć na zimę dokładnie taką oponę. W lecie nie jest lepiej, tutaj indeks wzrasta do H, czyli 210 km/h. Jeśli sobie uzmysłowimy do jakich celów został stworzony ten samochód, to parametry opony natychmiast przestają dziwić. BMW 7 security ma CHRONIĆ pasażerów i kierowcę, a więc żaden parametr nie jest dziełem przypadku. Samochód posiada fabryczne ograniczanie prędkości do 210 km/h, między innymi po to, aby przerwać durne dyskusje, czy jest możliwe utrzymanie toru jazdy, po przebiciu opony PAX.

Mało, że jest możliwe, ale wszystko jest dokładnie obliczone na bezpieczeństwo. System PAX został stworzony w tym celu, by po gwałtownej utracie ciśnienia w oponie jej funkcję przejął specjalny pierścień nabity na felgę, o zbliżonej szerokości i przyczepności, a jednocześnie zwielokrotnionej twardości. W tym miejscu pojawia się najwięcej „fachowych” komentarzy i wszystkie przywołują magiczne 80 km/h. Według domorosłych wulkanizatorów PAX tylko przy takiej prędkości daje przyczepność i możliwość jazdy. To wierutna bzdura i mylenie dojazdu z jazdą. Pierwszym zadaniem opony PAX po utracie ciśnienia jest utrzymanie toru jazdy przy maksymalnej prędkości, jaką dała fabryka. BMW 7 security jadąc 200 km/h po przebiciu opony nie ma prawa wykonać piruetu na autostradzie i tym bardziej otrzeć się o dachowanie, co zapewnia specjalna wkładka zamontowana na feldze i cały system kontroli trakcji. Dopiero po zdarzeniu na specjalnym pierścieniu PAX, zachowując maksymalną prędkość 80-100 km/h da się przejechać około 30 km bez konieczności wymiany opony. Ten krótki dystans jest oczywiście związany z właściwościami samego pierścienia, który poprzez swoją konstrukcję ma zamortyzować utratę ciśnienia w oponie i nie dopuścić do kontaktu felgi z jezdnią, ale nie ma nic za darmo, dlatego pierścień do normalnej jazdy się nie nadaje, najzwyczajniej w świecie się ściera. Innymi słowy PAX nie został stworzony po to, żeby sobie pojechać dla jaj 30 km na kapciu, ale by z udziałem innych systemów zapewnić utrzymanie toru jazdy przy ekstremalnych zdarzeniach, takich jak ostrzał samochodu z broni krótkiej i długiej.

Pozostaje jeszcze kilka parametrów do rozpoznania. Liczba 117 przy oponie to indeks nośności, który oznacza maksymalne obciążenie 1450 kg. Tutaj znów odezwą się spece i krzykną, że BMW waży ponad 3 tony. Owszem, ale BMW ma cztery koła i komplet opon jest przystosowany do obsługi ponad 5 tonowego auta. Niewtajemniczonym powiem tylko tyle, że indeks 117 jest normą w dużych samochodach dostawczych, w osobowych to biały kruk. Prawdziwe zamieszanie wywołał wiek opony i słusznie. Według ustaleń „Wiadomości” opona pochodzi z 2010 roku i wszyscy krzyknęli, że ma 6 lat. Nie, nie ma, na każdej oponie prócz roku jest również zapisany tydzień, dane te poprzedza tzw. DOT, z angielska Department Of Transport. Dokładna data produkcji opony to październik 2010 roku, czyli opona ma 5 lat i 5 miesięcy. Młoda nie jest i od razu powiem, że coś takiego wstyd zakładać teściowej, ale warunki gwarancji Michalin są jasne. Producent opony daje gwarancję do starcia bieżnika, pod warunkiem, że opona nie ma więcej niż 10 lat od daty produkcji i 7 od daty montażu.

Przyjmując kryterium homologacji, zaleceń producenta samochodu i producenta opon nikt nikomu nie może postawić żadnych zarzutów, wszystkie wymogi zostały spełnione. Opony były właściwe i zgodne z homologacją BMW, wiek opony dopuszczalny przez producenta, chociaż należy się zgodzić z krytykami, że zakładanie takich opon na samochodzie Prezydenta to po prostu techniczne barbarzyństwo. Jest jeszcze jeden parametr, mianowicie głębokość bieżnika, która według Michelin nie może być mniejsza niż 1,6 milimetra. Na oponach są specjalne znaki kontrolne pokazujące stan zużycia bieżnika. Dostępne w sieci zdjęcie nie pokazują tego wyraźnie, ale wydaje się, że opony zachowały dopuszczalną głębokość bieżnika.

Co w takim razie mogło się stać? Możliwość nadal pozostają te same albo ktoś dokonał zamachu na zdrowie i życie Prezydenta poprzez zaniedbanie techniczne samochodu i/lub błąd ludzki albo to była robota wiadomych sił. Jeśli chodzi o techniczny zamach to śledczy ponad wszelką wątpliwość muszą ustalić następujące okoliczności. Jaki przebieg miały opony zimowe, bo tego nie można prosto podzielić pół na pół przy łącznym przebiegu 150 tys. kilometrów. Zasada jest jednak taka, że im niższy indeks prędkości opony tym większa jej żywotność. Normalnie porównywalne opony w rozmiarze 18, 19 cali, zużywają się błyskawicznie przy 15 do 20 tys. kilometrów, jednak takie opony mają indeksy prędkości na poziomie 270 km/h. W BMW security mamy przypadek szczególny, na indeksie T opona może przejechać 50, 70 tysięcy i głębokość bieżnika jeszcze będzie zachowana.

Rzecz jasna połączenie wieku opony z całkiem prawdopodobnym przebiegiem 50 tysięcy, co daje 1/3 ze 150 tysięcy, nie jest wcale zabawne, o ile mówimy o samochodzie Prezydenta. Tylko, że to nadal nie wyjaśnia przyczyn wypadku. Zakładając, że kapeć był na granicy wszystkich dopuszczalnych parametrów wieku i zużycia bieżnika, a nawet je przekroczył, po zniszczeniu opony i utracie ciśnienia sprawy w swoje ręce bierze wewnętrzny pierścień zamontowany na feldze, a ten jest absolutną dziewicą. Kolejne zdjęcie pokazuje, że pierścień zachował się w bardzo dobrym stanie.

BMW z systemem PAX po uszkodzeniu opony, przy prędkości 150 km/h, bez najmniejszych problemów powinno utrzymać tor jazdy, tymczasem widzieliśmy, że zabrakło sekund i centymetrów, aby skończyło się dachowaniem i tragedią. Tego wyjaśnić nie potrafię i tego samotnie nie wyjaśni najlepszy oponiarz, potrzebny jest biegły od kierowania pojazdem, biegły od właściwości materiałów gumowych i ich reakcji na rozmaite „przygody” oraz śledczy. Krąg podejrzanych według mojej oceny ogranicza się do trzech zdarzeń. Nerwowego ruchu kierowcy po najechaniu na jakieś ciało obce i usłyszeniu wybuchu opony, co doprowadziło do złapania pobocza i dalszych perturbacji. W takim przypadku stan opony nie może dziwić, dokładnie tak wygląda „zhamowana”, „przemielona” opona. Mechaniczne uszkodzenie w czasie niewłaściwego montażu i demontażu połączone z wiekiem i przebiegiem opony, co doprowadziło do uszkodzenia kordu (osnowy stalowej, polimerowej, innej) i być może pierścienia wewnętrznego, stąd detonacja. Chłopcy z WSI i ich stare metody, które raczej miały być próbą ostrzeżenia/zastraszenia niż akcją właściwą. Wiemy coraz więcej, jednak dalej nie wiemy kto i w jaki sposób dokonał zamachu.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.3775
Average: 5.4(8 votes)

To normalne, że w bolszewickich sądach sentencję wyroku sporządza się przed rozprawą

$
0
0

Portal wPolityce opublikował sentencję wyroku Trybunału Konstytucyjnego na kilka godzin przed ogłoszeniem wyroku przez prezesa Andrzeja Rzeplińskiego i sędziego sprawozdawcę Stanisława Biernata. Trochę źle się stało, że ta publikacja nie została zamieszczona góra na godzinę przed wyrokiem, wówczas efekt byłby znacznie większy i zabrakłoby miejsca dla paranoicznych wykładni, ale to szczegół. Znacznie ważniejsze są konsekwencje zdarzenia, które wypada podzielić na skandal i brak skandalu. Taki podział powstał naturalnie i zaraz stanął na głowie. Jako pierwsi jak zwykle zabrali głos profesjonalni dziennikarze i szybko zbudowano „narrację”, że… „to normalne” i żaden skandal. Tradycyjnie i konsekwentnie nie będę wspominał o nazwiskach, żeby tandety nie promować, ale nie powstrzymam się przed pewną konstatacją. O ile dotąd sądziłem, że część „obiektywnych” dziennikarzy to kabotyni z parciem na szkło, którzy nie są tak głupi, jakich udają, to dziś ostatecznie pozbawiam się złudzeń. To są przede wszystkim idioci, dopiero potem można ich rozpoznać po innych cechach indywidualnych, na przykład brodawka na nosie. No, ale nie indywidualna głupota jest sednem, tylko „normalność” będąca przejawem paranoi i ignorancji. Stara propagandowa zasada mówi mieszaj prawdę z ostatnim łgarstwem, a każde kit wciśniesz bez problemu. Teza. Normalne, że sąd pisze wyrok dłużej niż piętnaście minut i często potrzebuje na to tygodni. Prawda i nie skandal. Tylko ludzie nie mający pojęcia o prawie się temu dziwią. Prawda i nie skandal. Sporządzanie wyroku na dwa tygodnie przed rozprawą to normalna praktyka sądów. Prawda i skandal. I nie ma w tym nic nadzwyczajnego, czy niezgodnego z prawem. Gówno prawda i skandal.

Odkąd usłyszałem, że prawda to trucizna, uznanie za normalne sporządzenia sentencji wyroku na dwa tygodnie przed rozprawą nie robi na mnie żadnego wrażenia. Rzecz jasna porządek i norma prawna jest dokładnie przeciwna. Czasy mamy takie, że trzeba udowadniać oczywistości i by to uczynić będę używał zwykłego języka, nie prawnego bełkotu. Kolejność dowolnego postępowania sądowego wygląda bardzo podobnie, chociaż różnie nazywają się poszczególne etapy, na przykład: akt oskarżenia, pozew, skarga. Na przykładzie postępowania karnego będzie najłatwiej przywrócić normalność. Pomijam etap przygotowawczy, bo to nie ma znaczenia dla demaskowania najnowszej głupoty wyprodukowanej przez „zawodowców”. Przejdźmy od razu do rozprawy głównej, która zwłaszcza w polskich realiach może trwać latami. W trakcie rozprawy sąd podejmuje szereg działań, ocenia materiał dowodowy, przesłuchuje strony procesu, świadków, powołuje biegłych itd. Tak właśnie wygląda rozprawa główna i jeśli ktoś czuje się poirytowany, a na końcu języka ma komentarz: „co za idiota, jakieś banały wypisuje”, to proszę ten komentarz skierować do „zawodowców”. Otóż oni w sekund pięć w ramach sraczki medialnej uznali: „to normalne, że sąd ma napisany wyrok PRZED ROZPRAWĄ”. A zatem to normalne, że sąd ma w dupie: dowody, wyjaśnienia stron, zeznania świadków, opinie biegłych. Niestety w całości się z tym zgadzam i z własnej praktyki wiem, że 9 na 10 razy sąd dokładnie tak postępuje, ale to nie jest normalne, to jest największy syf polskiego życia publicznego.

W normalnych sądach po wyznaczaniu terminu rozprawy głównej i prawie zawsze terminów dodatkowych, sędzia zapoznaje się ze wszystkimi wyżej wymienionymi okolicznościami i czynnościami. Następnie, gdy uzna, że ma pełną wiedzę konieczną do wydania wyroku, zamyka przewód sądowy. Kolejnym krokiem są mowy końcowe stron i dopiero teraz sąd wyznacza termin ogłoszenia wyroku, który najczęściej odracza się na tydzień lub więcej, w zależności od stopnia skomplikowania sprawy. I to jest NORMALNY moment na sporządzenie sentencji wyroku. „Zawodowcy” pomieszali rzeczy oczywiste z paranoją i w ten sposób usprawiedliwili niewyobrażalną wręcz patologię całego polskiego sądownictwa. Jestem pierwszy, który się głośno domaga, aby sędziowie mieli co najmniej dwa tygodnie na sporządzenie sentencji wyroku, ale PO ROZPRAWIE. Uczestniczyłem w wielu procesach, gdy wyroki były spisane najmniej dwa tygodnie przed rozprawą. Jeden z ostatnich wyroków usłyszałem w Sądzie Okręgowym w Legnicy, po ogłoszeniu bodaj pół godzinnej przerwy. Sentencję o objętości 7 stron A4 stwierdzała, że: „pierdol się”, „będziesz miał w dupę”, „wariat ze Złotoryi” nie naruszają dóbr osobistych Piotra Wielguckiego, ale są „polemiką” Jerzego O. dotyczącą meczu Polska Niemcy.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Powstaje TVP Kura i poważni ludzie z TVN do spółki z „naszymi” się za to wzięli!

$
0
0

Znajomość życia podpowiada, że nie istnieje coś takiego, jak „dać w pewne ręce na chwilę do potrzymania”. Pierwsze kontakty intymne zaczynają się od „daj popatrzeć” i często kończą małżeństwem albo alimentami. Z kolei znajomość ludzi wyklucza zakładanie jakichkolwiek zmian mentalnych po trzydziestce, poza warunkami traumy. Jackowi Kurskiemu dobry i prostoduszny Jarosław Kaczyński dał na chwilę potrzymać TVP, żeby sobie tylko popatrzył. Wystarczy uruchomić wyobraźnię, przypomnieć sobie selfie Jacka z Ukrainy, czy utwór na słowa i gitarę zaprezentowany w „Kropce nad i”, aby pozbyć się nadziei, że to się może udać. Jacek jest jak dziecko, gdy mu się coś spodoba nie potrafi potrzymać i popatrzeć, on to musi zjeść. No dobrze, ale to są przecież tylko moje wrażenia, odczucia i rozsiewanie plotek, bez konkretów nie ma sensu męczyć oczu. Takie wrażenie odniesie każdy, kto nie zna Kurskiego. A Wy znacie Jacka, pseudonim Kura? Jeśli nie to z grubsza o Jacku opowiem. Kura ma tę cudowną właściwość, że cały czas jest na topie i wchodzi tam po grzbietach byłych kolegów, po czym szuka następnych grzbietów. Spójrzmy jak mu się to pięknie zawsze udawało i jak długo potrafił udawać lojalność.

Na początku lat 90. współpracował z Porozumieniem Centrum, w 1993 był szefem kampanii wyborczej PC i bez powodzenia kandydował do Sejmu. Potem wstąpił do Ruchu Odbudowy Polski, gdzie pełnił funkcję rzecznika prasowego. W 1997 nie dostał się do sejmu jako lider listy ROP w Gdańsku. Odszedł z ROP ze swoją frakcją „Stowarzyszenie ROP” i zaraz potem przystąpił do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. W ZChN był prezesem Zarządu Pomorskiego. W 1998 został radnym sejmiku pomorskiego i w latach 1998–2001 pełnił funkcję wicemarszałka województwa pomorskiego. W wyborach w 2001 kandydował już z listy Akcji Wyborczej Solidarność Prawicy. Przed złożeniem listy do komisji wyborczej Kurski dopisał przed byłym ministrem Jackiem Janiszewskim inną osobę o takim samym nazwisku, za co wyleciał z ZCHN. Po kompromitacji w AWSP zapisał się do PiS, a ponieważ nie otrzymał miejsca na liście w wyborach samorządowych w 2002, to odszedł z PiS do Ligi Polskich Rodzin. Kandydując z listy LPR został wybrany do sejmiku, później stratował na prezydenta Gdańska i dostał 8,53% głosów, dlatego nie przeszedł do II tury. W 2004 Roman Giertych zażartował i wtedy Jacek ściągnął gacie, by pokazać napletek. Nie pomogło, po konflikcie z Robertem Strąkiem wyleciał z LPR i ponownie zapisał się do PiS, dzięki temu w 2005 został posłem. W styczniu 2011 PiS wywaliło Jacka z partii. W 2012 r. razem ze Zbyszkiem Ziobro założył Solidarną Polskę i został jej wiceprezesem. W 2014 roku w wyborach do PE, jako spec od kampanii, bezskutecznie ubiegał się o reelekcję. W lipcu tego samego roku wziął udział w konwencji PiS, za co został wyrzucony z Solidarnej Polski.

Teraz chyba konkretów jest aż za dużo i trochę się boję, że najnowsze fakty utoną w dotychczasowym dorobku. Wiem, bo się dowiedziałem, że w TVP Jacek Kurski zaczął realizować swój popisowy numer – budujemy frakcję. Plany na TVP były takie, że na mocy krótkiej ustawy miał nastać wstępny porządek, za co odpowiedzialnym PiS uczynił tymczasowego prezesa Kurskiego. Przyznam się, że i ja, stary, a głupi, początkowo kibicowałem tej nominacji, głównie dlatego, że była jednym z lepszych dowcipów Jarosława Kaczyńskiego, ale żarty się skończyły. Do TVP przez kilka tygodni Jacek Kurski ściągnął same zaskakujące figury. Owszem pierwszym transferem był prezenter z TV Trwam, którego kompletnie nie kojarzę, ale zaraz potem zaczęli się pojawić tak zwani ludzie „środka”. W tej puli mamy prezentera z Polsatu i chłopaków z TVN w zadziwiającej liczbie, bo mało kto kojarzy, że byli dziennikarze TV Republika: Maślankiewicz i Pawlicki, to też była kadra z TVN24. Dołączył do nich niejaki Jakub Sufin już żywcem z TVN wzięty. Wcześniej Kura zatrudnił Macieja Chmiela, serdecznego przyjaciela Kuby Wojewódzkiego i Jurka O., byłego felietonistę „Do Rzeczy”. Wielu z tych panów prócz TVN24 łączy coś jeszcze. Po słowach: Kaczyński, Macierewicz, Smoleńsk pukali się w czoło, po utracie roboty narobili na pracodawcę i byłych kolegów.

Dodam jeszcze jedną informację. Gdy Michał Rachoń całkiem słusznie był gwiazdą TVP Republika pajacujący Maślankiewicz z Pawlickim z TV Republika wylatywali, potem odreagowali komentując po TT, że PiS to sekta. Parę dni temu Michał Rachoń dostał „awans” z dyrektora na redaktora, koledzy spokojnie żyją bez awansów. Od paru tygodni ostrzegałem, że TVP Kura zaczyna brzydko pachnieć Kurnikiem, ale dopiero od dwóch dni mam pewność, co się dzieje. Otóż Pan Kurski okopuje się w fosie. Sprowadza do TVP po pierwsze miernych, biernych, ale wiernych, po drugie z politycznego klucza „środek”, po trzecie ma już ekipę najmniej 6-7 wiernych i robi z nich z wolna gwiazdy. Gdy mu się uda dorzucić naprawdę duże figury, a jedna dziś na TT rzuciła we mnie „świrem”, to mamy popisowy numer Kury w komplecie. Ludzie środka zapewniają Kurskiemu szerokie poparcie, bo przecież to nie „sekta” PiS. Klucz polityczny daje też idealną trampolinę do 146 zmiany barw politycznych i jest nawet nowa barwa – Kukiz’15, ale najważniejsze jest coś innego. Pojawiły się pierwsze reakcje i akcje asekuracyjne, Kurski dał wywiad-alibi w GN, gdzie w wyjątkowo żałosny i właściwy dla siebie sposób zapewnia, że dokładnie taką TVP kazał mu robić Jarosław Kaczyński.

Lidera frakcji wspierają biegający z pęcherzem po wszystkich mediach dyżurni celebryci „prawicy”, którzy nie mogą się doczekać swoich autorskich programów w TVP. Oni zajęli się robotą w stylu „dyrygenta orkiestry” – ten co widzi w Jacku spiskowca to wariat, on szkodzi PiS. Jest o co się bić i na co chuchać, a desperacja tak duża, że towarzystwo pochyla się nad byle chłopem z Biskupina. Okopany Kurski ze swoimi akolitami w liczbie 10 i więcej sztuk stanie się praktycznie nieusuwalny i będzie bronił swojej kariery, nie jakiś pierdół pod tytułem polskie sprawy. Tym sprawniej mu idzie okopywanie, że pozyskał zasiedziałe w TVP gwiazdeczki i nie pozwala ich ruszać. Czas płynie, fosa rośnie. PiS aby zlikwidować rozbudowaną „frakcję” z TVP musiałby się medialnie skompromitować i wytropić „spisek” we własnych szeregach. W prostocie bezwzględnie skuteczne. Jedna dymisja Michała Rachonia wywołała lawinę komentarzy. Muszę tłumaczyć, co by się działo, jakby razem z Kurskim wyleciało 10 gwiazd TVP? Pozostaje przepytać autora tych „sensacji” na dwie okoliczności. Skąd wiesz i jaki masz w tym interes. Wiem, tak jak wiedziałem o Kukizie, Durczoku i paru innych. Jaki mam interes? Gdzieś tak 10 do 30% Czytelników do stracenia i to ze strony zwolenników buca, który robił łaskę Hajdarowiczowi i Giertychowi, a jemu córka generała, jak i zwolenników PiS, uwiedzionych Jackiem. Zapłacę ile trzeba, ale nikt mi nie zarzuci, że nie uprzedzałem i nawet podpowiem rozwiązanie. Natychmiast II etap reformy i pod tym pretekstem fachowiec na prezesa TVP wraz z ekipą fachowców przed kamery.

PS Zgadującym chłopcom celebrytom i samemu Jackowi podpowiem, że nazwiska informatora w tym tekście oczywiście nie ma.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.170002
Average: 5.2(6 votes)

Fani PW i Żołnierzy Wyklętych podwijają ogony, a ja pokazuję weneckiego wała!

$
0
0

Ten felieton nie jest instrukcją dla polityków, bo politycy powinni podejmować działania polityczne i dyplomatyczne, nie publicystyczne. Dzisiejsze słowa kieruję, przepraszam za śmiałość, do NARODU. Fora internetowe i przestrzeń publiczna jest wypełniona deklarowanym patriotyzmem i walką z wrogami Ojczyzny, dlatego w tytule nie popełniam żadnego błędu, ani niestosowności. Właściwie powinienem znacznie dosadniej określić wszystkich właścicieli awatarów z orłem w koronie, którzy przy byle okazji podwijają ogon i truchleją na widok kawałka paszkwilu podpisanego zagranicznym piórem. Kompleks narodu na wschodnich opłotkach Europy tkwi w Polakach jak cierń w zadku. Widzieliście tych „komisarzy” z Wenecji? To jest jedno z takich ciał, które w latach 30-tych ubiegłego wieku udawało, że w Austrii i Czechosłowacji nic się nie stało, ale w kolonii nad Wisłą mogą się dowolnie pobawić modelowaniem „demokracji”. Oni nie podejmują żadnych decyzji, oni wykonują zlecenia. Podpisali wszystkie brednie sporządzone w Polsce przez właścicieli teczek z archiwum Z i zrobili to z jednego powodu. Rzecz jasna nie jakiś Rzepliński, czy Tusk sprawili, że paszkwil powstał i nabrał mocy międzynarodowego dokumentu. Zamówienie poszło od poważnych ludzi, którzy na zmianie władzy w Polsce tracą wszystko, pieniądze, wpływy, możliwości dalszych „prywatyzacji”. Z dowcipnisiami, że to Waszczykowski zgłosił się po opinię nie dyskutuję, ponieważ ten manewr prawdopodobnie i tak spowodował ograniczenie publicystycznych bzdur zawartych w rzekomym dokumencie prawnym.

Mamy kolejną makulaturę robiącą za tarczę demokracji i jestem w 100% przekonany, że gdyby tego nie podpisał Włoch tylko jakaś Łętowska, czy inny Stępień, żadnemu awatarowi z Polską Walczącą nie przyszedłby do głowy pomysł, aby „szukać kompromisu”. Gdzieś mamy, po latach upokorzeń, zakodowane pod czaszką, że jak zagraniczne to lepsze i strach się bać – syndrom Pewexu. Na początku lat 90-tych Polacy podniecali się największym gównem ciągniętym z Zachodu jakie sobie można wyobrazić. Na łóżkach polowych w półtoralitrowych butelkach leżały kolorowe napoje gazowane i wszyscy gapili się z zachwytem jaka duża i jaka ładna oranżada. Od Turków z Berlina przywożono do Polski tak zwane „wieże” i „jamniki”, czyli sprzęt grający na jednym układzie scalonym, najpodlejszej jakości brzęczki. Znałem wariatów, którzy za takie badziewie potrafili oddać legendarną wieżę Kasprzaka z niemniej legendarnymi głośnikami Altus. Dlaczego? Bo tamto było kolorowe, wyskakiwał z niego jakiś dinks i przede wszystkim było zachodnie. Identycznie zachowujemy się na widok zachodnich opinii, zaleceń i nawet ocen tego, jak sobie tu w Polsce życie układamy. Gdy przyjedzie do Francji ktoś z zewnątrz, a zwłaszcza Amerykanin, nie załatwi w Hotelu i nawet na stacji benzynowej nic, jeśli w pierwszym słowie nie powie „Bonjour”. Nauczmy się do ciężkiej cholery szanować samych siebie i odróżnić tandetę od jakości. Na mnie świstek wenecki nie robi żadnego wrażenia i jeśli ktoś uważa tę deklarację za mało poważne prężenie muskułów przed komputerem, to przypomnę, kto ją spisał. „Hejter”, który ma na koncie kilka wyroków i nadal w żadnej kwestii zdania nie zmienia i nie zmieni.

Nigdy nie nauczymy się szacunku dla samych siebie, jeśli nie nauczymy się kpić z prób dyscyplinowania i traktowania Nas jak parobków Europy. Kolorowa oranżada i turecki jamnik z Berlina, tyle widzę w „zaleceniach komisji weneckiej”. Zapytam za Prezydentem Andrzejem Dudą. Gdzie była Wenecja i pozostałe zachodnie organa, gdy w Polsce odbyły się wybory samorządowe, a skorumpowana postkomunistyczna partia ZSL w wyniku oczywistego oszustwa uzyskała niemal zwycięski wynik? Gdzie były komisje, gdy w Polsce prokuratura wchodziła do redakcji wolnych mediów i zamykała ludzi za „Donald matole”? Człowiek pewny swoich racji, oczywiście opartych na intelekcie i wyborze moralnym, może zostać sam pośród 1000 głupich i zepsutych, ale nie ma prawa się cofnąć, bo inaczej będzie 1001. Tyle. A jeśli chodzi o działania polityczne i dyplomatyczne, to w końcu PiS powinien zacząć uprawiać politykę zagraniczną. Póki co PiS uprawia tylko i wyłącznie retorykę zagraniczną, która jest mi bardzo bliska, niemniej sama retoryka nie ma żadnej mocy politycznej. Musimy się dogadać z jednym dużym partnerem i wybór jest ograniczony: Rosja, Chiny, UE (Niemcy), USA. Jeśli tego PiS nie zrobi, zbierzemy w dupę od wszystkich razem, bo taki mają interes, aby dość cenną kolonię w środku Europy utrzymać.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.751
Average: 5.8(20 votes)

Prawdziwi Polacy zatknęli proporce w samym centrum lewactwa

$
0
0

Jesteśmy po kolejnym pikniku ORMO i proszę mi wybaczyć tę mało wyszukaną paralelę, ale zwłaszcza po ostatnich popisach związanych z wypadkiem Prezydenta Andrzeja Dudu nie zamierzam się bawić w subtelności. Produkuję felieton w momencie, gdy ratusz stołeczny „policzył” już frekwencję. Idą plotki, że maszerowało 50 tysięcy, czyli pełna katastrofa, bo przypomnę, że w obronie esbeckiego kapusia miało maszerować 80 tysięcy. Wypadałoby napisać, że to nieważne, ale nie ma powodu do uników. Ważne, skoro uczestnicy całego cyrku nie mają odwagi kłamać na stałym poziomie, to wiadomo, że morale zdycha. Wszystko było do przewidzenia i na wiele miesięcy wcześniej dokładnie pisałem dlaczego stanie się tak, jak się musiało stać i czego świadkami jesteśmy dziś. Wskazywałem oczywiste powody, które w żaden sposób się nie zniosły. Podstawy problem ORMO polega na dwóch czynnikach. To są stare, zmęczone i skompromitowane twarze, spasione koty idące w pierwszym szeregu naiwnej rewolucji. Nie można patrzeć poważnie na trybunów ludowych, którzy jeszcze pół roku temu jako ministrowie przeżerali pieniądze Polaków, w dodatku konsumując jakieś świństwa. Brak wiarygodności i spontaniczności to się nazywa. Rewolucja musi być dziewicą, tymczasem na ulicę wyszły… Prócz tego funkcjonuje druga bariera, póki co nie do przeskoczenia, ale na nią trzeba uważać. Nie istnieje żaden, zupełnie żaden realny powód, aby Polacy mieli rzucać kamieniami w obecną władzę i dopóki władza takiego powodu nie da, będzie mogła realizować swoje założenia. Obrona zysków banków i hipermarketów, czy stanowisk administracyjnych, to jest tragifarsa nie podłoże buntu społecznego.

Przykładów, co rusza Polaków mamy, aż nadto. Przy ogromnym szacunku, zwłaszcza dla ofiar Grudnia 1970, ówczesny powód desperacji ludzi wcale nie był wzniosły. Chodziło o drastyczne podniesienie cen na co dodatkowo nałożył się okres Świąt Bożego Narodzenia. Współcześnie największe wybuchy społecznego niezadowolenia nastąpiły po próbie wprowadzenia ACTA. Ludzie wychodzą na ulicę i nie boją się policyjnych pałek, jedynie wtedy gdy im się coś realnie odbiera. Teoretycznie wolność jest taką wartością, ale umówmy się, że materia w swojej masie zawsze zwycięża indywidualnego ducha. Wspomniane ACTA miały wątek wolnościowy, ale w praktyce sprowadzony do pieniędzy. Głównie młodzi wzięli w dłonie „butelki i kamienie”, bo nagle ktoś im chciał odebrać darmowe ściąganie filmów, muzyki i innych ciekawych plików. PiS nie tylko Polakom niczego nie odebrał, PiS po raz pierwszy w historii „25 lat wolności” dał ludziom realną kasę. Próba uczynienia z ustawy „cywilnej”, czy „policyjnej” zamachu na wolności obywatelskie skończyły się kompromitacją, ponieważ ustawy te nie mają wymiaru realnej represji. Fatalny dobór haseł rewolucyjnych już na samym starcie, co się cięgnie do dziś. Zaczynając gry uliczne, ORMO jak głupie weszło w buty Trybunału Konstytucyjnego i tutaj zaliczyli olbrzymie pudło, bo dla Polaków to jest jakiś dziwny sąd, a o sądach każdego dnia słyszą same najgorsze rzeczy. Wystarczyłoby tych porażek do wytłumaczenia gasnącego i wybitnie sztucznego buntu, ale mamy nowe i ostateczne potwierdzenie klęski.

Nic tak nie świadczy o przegranej wojnie, jak oddanie szacunku chorągwiom wroga. Jeszcze parę lat temu najmodniejszym sportem lewackim, prócz kolarstwa i biegania, było obsrywanie symboli narodowych i Polski w całości. Biało-czerwona była profanowana „happeningami” i wszyscy dobrze pamiętają, w co flagę wkładano. Teraz ta sama ekstrema internacjonalistyczna grzecznie wyjęła flagę z gówna, oczyściła na błysk i z szacunkiem rozpostarła przed Pałacem Prezydenckim. Przy słowie „naród” cała Czerska z milionami wyznawców trzęśli się od „nazizmu”. Co widzę we wtorek na konferencji lewackiego guru, który się chwalił ile dodatkowo kasy zebrał dzięki nienawiści do „pisdzielców”? Koszulkę z napisem „My, naród”! Nie jakieś tam społeczeństwo obywatelskie, czy inni obywatele świata, ale naród. Pozbawiona etymologii zbitka słowna „ten kraj”, na dzisiejszym pikniku ORMO zabrzmiała jakże tradycyjnie: „Tu jest Polska!”. Na koniec spotkania, towarzysze przyjęli postawę zasadniczą i niespecjalnie fałszując odśpiewali hymn narodowy. Armia ORMO porzucając swoje tęczowe proporce i gwieździste sztandary, oddała najwyższy szacunek świętym symbolom wroga. Tak się składa kapitulację! Jarosławie Kaczyński gratuluję jesteś niemal Bogiem, w każdym razie dokonałeś cudu, nienawiść do Ciebie nauczyła ORMO szacunku dla Polski. Naucz ich Jarek jeszcze pacierza i dekalogu, a w końcu zaczniemy budować wspólnotę.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Stan wojenny na Majdanie – senne koszmary Frasyniuka i innych

$
0
0

Telewizory zalała nowa „narracja”. Jak tylko się okazało, że Polacy mają daleko z tyłu prawne przepychanki, z których przeciętny człowiek nic nie rozumie. Gdy nie pomogło relatywizowanie w sprawie esbeckiego kapusia Bolka i wywoływanie narodowego wstydu z powodu jakichś tam opinii weneckich, trzeba było odpalić ostatnie działa. Przede wszystkim z tej perspektywy należy patrzyć na wszystkie zaklęcia, jakimi usiłuje się wmówić obywatelom spokojnie funkcjonującego kraju, że mamy wojnę. Zamach na demokrację to już mało, a zatem i standardy unijne padły seriami. Cóż robić? Strzelać z kolubryny i rysować na niebie ponure hasła. Mamy stan wojenny. Ba! Gorzej niż stan wojenny, bo przecież bandyta Jaruzelski i bandyta Kiszczak byli wojennymi bohaterami, ludźmi honoru, tymczasem Jarosław Kaczyński jest psychopatą. Strzelają na oślep kanonierzy ze statusem świętej krowy. Część dyżurnych autorytetów wyleciało z głównego obiegu i przestało pełnić funkcję narodowych kaznodziejów, bo nawet w RP III niezwykle głupio by wyglądało, gdyby kapuś esbecki mówił o stanie wojennym. Z tego powodu homilie wygłaszają inne legendy, głownie takie, których teczek jeszcze nie znaleziono. Za pierwszego dobrodzieja robi Władek Frasyniuk ten sam, który w 1981 roku jakimś cudem uniknął internowania w czasie pobytu w sopockim Grand Hotelu. Władek do luksusów miał słabość od dziecka, toteż jego głębokie zatroskanie, że znów mógłby chodzić w startym sweterku i dziadować po plebaniach wydaje się naturalne. Legendarny opozycjonista w marynarce za trzy emerytury Anny Walentynowicz ogłosił w TVN, że Kaczyński stoi tam gdzie ZOMO, że zdradził brata i żołnierzy AK. Ponoć papier jest cierpliwy, ale te słowa wypowiedziane przed kamerą nie zrobiły na mnie wrażenia, dopiero teraz, jak sobie patrzę na ekran edytora tekstu widzę całą śmieszność z upadkiem moralnym i degradacją intelektualną.

Brzuchaty kierownik Polmozbytu, właściciel floty tirów, którą nabył zaraz na początku lat 90-tych, chociaż rzekomo był biednym jak mysz kościelna, grzmi, że bieda jak za Niemca nastała. Jemu się wszystko w… głowie przewraca, ponieważ wszystko zdobywał odwrotnie niż uczciwi Polacy. „Legendzie opozycji” udało się zdobyć kredyt w pakiecie ze zleceniami i działo się to wówczas, gdy masowo bankrutowali zadłużeni rolnicy razem z początkującymi biznesmenami. Dla Frasyniuka, który był jednym z beneficjentów patologii okrągłostołowej, obecny stan rzecz w zasadzie może się kojarzyć ze stanem wojennym i ZOMO. On ma się czego obawiać, wszak kredyty preferencyjne i zlecenia od kolegów siedzących na stołkach władzy, najpewniej się pourywały. Wprawdzie przy tak długiej obecności na rynku z głodu nie umrze i prawdopodobnie na uczciwych warunkach da sobie radę, ale to już nie ten poziom życia i wygód. Skupiam się na materii z bardzo prostego powodu, bo jest to zdecydowanie czynnik numer jeden, który determinuje przegranych. Ideologia i osobiste urazy z całą pewnością mają znaczenie. Frasyniuk i jemu podobni są przemalowanymi marksistami, nie cierpiącymi konserwatywnego porządku rzeczy, gdzie bez pracy nie ma kołaczy. Kaczyńskiego, Macierewicza i wszystkich „bredzących” coś o honorze i Ojczyźnie mają za pomyleńców, w dodatku szkodliwych, bo tak się biznesu robić nie da. Prawda i tylko prawda, ale te pozorne spory ideowe nigdy nie przełożyłyby się na tak wielkie i żałosne w kontekście zdarzeń kwantyfikatory.

Władek, Zenek, Krzycho, Rycho, Zbycho wywołują stan wojenny na Majdanie, żeby zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Wiadomym jest nie od dziś, że nic tak człowieka nie doprowadza do skrajności i w konsekwencji do obłędu, jak poczucie lęku, niepewności jutra. Literatura jest naszpikowana charakterystykami bohaterów popadających w paranoję z powodu dóbr doczesnych. Zaszywa taki swoje skarby w kalesonach, budzi się z krzykiem w nocy, bo mu się przyśniło, że złodziej wynosi z domu złote monety. Jednak najbardziej boją się ci, którzy doskonale wiedzą w jaki sposób się dorobili, kogo skrzywdzili i większą połowę życia zgadują, czy zachowały się dowody ich podłości. Pamiętam liczne przypadki i z głowy wymienię nazwiska. Niejaki ksiądz Czajkowski kapuś wyjątkowo nikczemny, potrafił wygłaszać tak umoralniające kazania, że skóra cierpła. Inny grafoman, donosiciel i karierowicz, Andrzej Szczypiorski, z jeszcze większą pasją opowiadał we wszystkich telewizjach i gazetach, co znaczy być dobrym i uczciwym i jak bardzo złymi i podłymi są zwolennicy lustracji. Mógłbym tak godzinami, ale dam sobie spokój i postawię kropkę. Jestem więcej niż przekonany, że wszyscy wodzireje, którzy krzyczą o stanie wojennym, majdanie i rozlewie krwi, od kilku miesięcy budzą się zlani potem i z krzykiem na ustach: „A jak się wyda?!”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(3 votes)

Moim marzeniem są Tęczowo-Zielone Niemcy i podzielona prawica

$
0
0

Takich niemieckich nordyków, jak na załączonej fotografii z całego serca życzę mojej Ojczyźnie. Przy podejmowaniu politycznych decyzji należy wznieść się ponad osobiste preferencje i dobierać narzędzia do potrzeb. Nie mogę wyjść z podziwu, jak Polacy, w dodatku polska prawica, cieszy się, że w Niemczech do głosu dochodzą narodowcy sterowani z Kremla. Nowa partia AfD, po polsku Alternatywa dla Niemiec, uwiodła część Polaków swoim radykalnym stosunkiem do „uchodźców”. Jest to przejaw całkowitej ślepoty politycznej, która stanowi niebagatelne zagrożenie dla Polski. Mistrzowie politycznych, społecznych i kulturowych rozgrywek, czyli Żydzi, nigdy by sobie nie pozwolili na tak niedorzeczne zachowanie. Talmudyczna reguła: „co jest dobre dla goja jest złe dla żyda i odwrotnie”, pozwala narodowi wybranemu skutecznie rozgrywać poślednie narody. Przy odrobinie rozsądku i refleksji Polacy powinni się pomodlić o to, żeby Niemcy zalewała tęczowa patologia, ekologiczny terroryzm i cała pula pozostałych chorób zakaźnych związanych z lewacką ideologią. Narodowe Niemcy to najgorsza z możliwych opcji, a co dopiero narodowe Niemcy w sojuszu z Rosją Radziecką. Zanim rozpocznie się jakże pożądana polemika, polecam krótką ściągę przygotowaną przez amerykańskiego uczonego Kevina Mcdonalda. W USA normą są takie prace, które w Polsce natychmiast zostałyby uznane za nazistowski faszyzm antysemicki. Głośno było o książce „Przedsiębiorstwo holocaust”, w której nie kto inny tylko Żyd, Norman Filkenstein syn polskich Żydów ocalałych z Auschwitz, opisywał jakie biznesy robią rady rabinów na wymuszaniu odszkodowań służących nabijaniu kabz bankierom, nie ofiarom ludobójstwa. Kevin Macdonald poszedł szerzej i stworzył taki oto katalog złotych żydowskich myśli, testowanych na gojach:

1. Wpoić poczucie winy za kulturę przenikniętą antysemityzmem, która umożliwiła Holocaust.
2. Ośmieszać i zwalczać kościół katolicki jako najpotężniejszą instytucję chrześcijaństwa winną wpojenia masom antysemityzmu i wykluczania Żydów.
3. Całkowicie oczyścić z chrześcijaństwa przestrzeń publiczną.
4. Podważać spoistość społeczeństwa chrześcijańskiego przez szerzenie indywidualizmu i relatywizację wartości, gdyż tylko w takim społeczeństwie mniejszość żydowska czuje się bezpiecznie.
5. Propagować wielokulturowość i masową imigrację z powodu jak wyżej.
6. Kwestionować dumę narodową kraju gospodarza jako przejaw patologicznego nacjonalizmu, też z powodu jak wyżej.
7. Propagować swobodę obyczajową, zwłaszcza seksualną i podążanie za przyjemnościami, bo taki jest popyt mas, a można na tym skorzystać powiększając swą przewagę.

W żadnym wypadku nie wolno Polakom zachować się inaczej. Wszystko co jest dobre dla Polaka jest złe dla Niemca i odwrotnie. Naturalnie żaden proces nie przebiega liniowo, dlatego też warto zadbać o proporcje. Niech się Niemcy dzielą i żrą o swoje państwo na podobnej granicy, jak to niestety ma miejsce w Polsce. Połowa niech walczy o przyjmowanie dziczy islamskiej, związki homo i zamykanie toksycznych fabryk niemieckich. Druga połowa, jak najbardziej rozbita, może udawać partie prawicowe i stanowić przeciwwagę dla zielono-tęczowych. Jednym z moich marzeń jest to, aby w Niemczech zaistniały i ugruntowały się wszystkie złote myśli żydowskie spisane przez Kevina Macdonalda. Nie widzę najmniejszego powodu, aby własne preferencje kulturowe i polityczne zalecać swoim wrogom, to samobójstwo jeśli nie zdrada. SPD i Zieloni zamiast Merkel w mojej ocenie są optymalnym dla Polski układem anarchizującym Niemcy. Do tej siły głównej dołożyć separatystyczne nastroje w Bawarii oraz Saksonii i dawno nie mieliśmy tak korzystnego układu za Odrą.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.571426
Average: 5.6(7 votes)

Rządy PiS nie tylko są demokratyczne, ale są dupowate. Podziękujecie ORMO-wcy!

$
0
0

Miłośników czytania nagłówków, bez zagłębiania się w treść, odsyłam do specjalizujących się w tej formie i treści ośrodków, pozostałych Czytelników uprasza się o odrobinę cierpliwości. Gdybym miał wskazać jeden z głównych powodów, dla których na ulicach trwają wygłupy kombatantów ORMO i ich zstępnych, to powołałbym się na coś, co całkowicie jest pomijane lub niezauważane we wszelkich komentarzach. ORMO struga wariata ulicznego ponieważ się nie boi. Czego kogo? Władzy i konsekwencji. Minęło 100 dni odkąd trwają te spartakiady lewackie i absolutnie nikomu nic się nie stało. Nie mam na myśli krzywd fizycznych, chociaż o tych także trzeba mówić, ale jakichkolwiek konsekwencji. Za czasów PO demonstrujący byli traktowani gorzej niż śmieci, w telewizji mówiło się o nich „kibole”, „faszyści”, „ciemnogród”, „podpalacze Polski”. Większość znanych i lubianych wręcz się czuła w obowiązku, aby odczłowieczyć uczestników Marszu Niepodległości, czy marszów organizowanych przez PiS. W dobrym tonie było, żeby sobie aktor z aktoreczką, pisarz z tancerzem i sportowiec z gitarzystą, co najmniej raz w tygodniu rzygnęli „sektą smoleńską”. Po takim występie albo zdobywała gwiazdeczka status bohatera albo męczennika, w zależności jakiej podłości się dopuściła. Inną cechą charakterystyczną marszów ORMO jest całkowity brak jednostek prewencji. Może się zagalopowałem i one gdzieś są, tylko TVN ich nie pokazuje, ale tego się w żadnym stopniu nie da porównać z demonstracjami „ciemnogrodu”. Pierwsze kadry zawsze pokazywały zwarte oddziały prewencji, samochody opancerzone i ogólną grozę, która zapowiadała rozlew krwi.

Groza nagle przepadła, a protesty uliczne stały się „normalne”. W bramie funkcjonariusz cywilny nie kopie po twarzy ORMO-wca, nie spłonęła żadna ruska budka i co więcej na trasie marszu przypadkowo nie pojawili się antagoniści z maczetami, którzy w krytycznej chwili uciekli wraz z bronią białą do lokalu „Nowy Piękny Świat”. Za to zachodzą zjawiska w przeciwną stronę, nazywanie hołoty hołotą, gdy hołota życzyła śmierci Prezydentowi Andrzejowi Dudzie w najmniejszym stopniu nie dostarcza kontraktów na reklamy bankowe i ról w serialach telewizyjnych. Przeciwnie. Właśnie niedawno przeczytałem, że elita zgromadzona w Filharmonii Narodowej jak ostatni „kibole” wygwizdała ministra Glińskiego i na koniec akcji Filharmonia Narodowa zagrała hymn… Uni Europejskiej. Nie zatrzymano nikogo, dyrektor pozostał na stanowisku. Dalej. Gazeta redagowana przez potomków żydowskich komunistów biega teraz po kiblach i szuka brzydkich napisów. W końcu jakaś lokalna Dzidka znalazła „Andrzej Dupa”. Natychmiast wymyślono śledztwo szkolne, prokuratorskie i wszystkie inne represje, których nigdy nie było. Zupełnie inaczej i po cichu przebiegała akcja „Donald matole”. Tutaj prokuratura i policja zareagowała sprawnie, „kibole” nie dostali mandatów, czy wyroków w zawieszeniu, ale przesiedzieli w areszcie długie miesiące, jak w przypadku głośnej sprawy „Starucha”.

Obecna władza nie podejmuje żadnych kroków w kierunku represji i nikt się władzy nie boi. Internautom nie wywala się drzwi o 6.00 rano, staruszkom z ORMO prawicowa młodzież nie kiepuje petów na szyi i nie oddaje moczu na transparenty, które prawdę mówiąc nadają się do tej czynności idealnie. Władza pozwala pisać o sobie wulgaryzmy w sraczach i profanować pamięć tragicznie zmarłych. Bohaterowie takich akcji stają w światłach ramp i opowiadają dzieciom bajki, jak choćby Maciej Stuhr w „Uszatku”. Tak to z grubsza wygląda i rzecz jasna czas na właściwe pytanie. Co autor w takim razie proponuje? Jakie zaleca represje, żeby było sprawiedliwie? Czy ORMO-wców należy walić z kopa w ryj, kiepować im na czole i potem gasić ciepłym moczem? Czy należy postawić przy nich 1000 policjantów w pełnym rynsztunku? Czy wyprodukować prowokatorów, którzy w koszulkach KOD podpalą kościół albo wóz transmisyjny TV Trwam? A może posadzić do aresztu na kilka miesięcy wszystkich literatów powielających jakże oryginalny dowcip „Andrzej Dupa”?

Jeśli mam być szczery to marzy mi się aby hołotę potraktować w sposób właściwy, czyli lać ile wlezie i patrzeć, czy równo puchnie, ale do tej roboty wśród ludzi przyzwoitych wielu chętnych się nie znajdzie. Dlatego moja propozycja jest inna. Niech rządy PiS będą demokratyczne i niech w najmniejszym fragmencie nie przypominają zamordyzmu PO, ale na miły Bóg, dość tej dupowatości. Pomiędzy represją i nobilitacją istnieje morze stanów pośrednich, w tym olewanie. Byłbym rad, gdyby brak aresztów za „matoła/dupę” i pieszczot z półobrotu w ramach prewencji, uzupełnić o brak awansu dla hołoty. Tak sobie to wyobrażam w praktyce, że chama nie oduczysz i nie powstrzymasz przed lżeniem żywych i umarłych, ale płacić mu za „Uszatka” i zatrudniać w reklamie państwowego banku? Jeśli tak, to muszę takie działania nazwać dupowatością, nie demokracją. Rozumiem nie bić, nie wsadzać do pierdla, chociaż chętnie poznam humanitarne metody resocjalizacji, o ile takie istnieją. Nie rozumiem nagradzania pospólstwa indywidualnymi honorami i awansami.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.446668
Average: 5.4(9 votes)

Gangrenę czyści się do kości albo się kona w mękach

$
0
0

Motto: Do polityki nie powinny się angażować dwa gatunki ludzkie, po pierwsze poeci liryczni, po drugie frajerzy. Skąd się wzięło naczelne hasło: „wszystkie autorytety i instytucje mówią, że PiS się myli”? Przyczyna jest wyłącznie jedna, otóż wszystkie autorytety i instytucje pochodzą ze ściśle określonej rekrutacji. Nie ma takiego przypadku, żeby szefem czegokolwiek istotnego został kandydat, który nie spełnia podstawowych kryteriów, jakie zostały przyjęte z dniem 22 lipca 1944 roku i obowiązują do dziś. Gdziekolwiek się nie obrócimy zobaczymy właściwych ludzi na właściwych miejscach i dotyczy to tak wewnętrznego układu, jak i reprezentacji na zewnątrz. Podczas wręczenia „Orłów” na sali mieliśmy mniej więcej takie proporcje: 90% wybrańców KC PZPR i reszta szaraczków. Efekt? Lepsze towarzycho miało „tu polew”. W Filharmonii Narodowej melomani wygwizdali Polaka i owacjami przywitali Niemca. Ostatni raz takie zachowania miały miejsce w polskich budowlach, gdy Warszawę i okolice nazywano Gubernią, bo nawet za PRL czegoś podobnego zacne ściany Filharmonii Narodowej nie widziały. Kto zajął miejsca? Proszę się kiedyś przyjrzeć tym charakterystycznym twarzom, zwłaszcza w pierwszych rzędach, które biorą udział w wielkich galach, konkursach i spektaklach obwarowanych indywidualnymi zaproszeniami. Znajdziecie tam przaśne oblicza klientów sklepów „zza żółtych firanek” i ich dzieci z wnukami. W sprawie łamania konstytucji i wszelkich reguł prawa rzymskiego, wypowiedział się każdy przewodniczący instytucji z prawem związanych i wszyscy mówili, jakby ich ten sam mechanizm pozytywki nakręcał. W komisjach zagranicznych mamy „swoich” przedstawicieli. Przewodniczący Buzek, „prezydent” Tusk, komisarz Lewandowski, komisarz Bieńkowska i pierwsza dziewica RP III Hanna Suchocka – komisarz wenecki.

Mamy także dwóch laureatów Oskara: Wajda za antypolski całokształt i ten drugi za „Idę”, czyli apoteozę żydowskiej morderczyni Fajgi Mindla, dla żartu i pogardy nazywanej Wolińską. Mamy dwoje współczesnych laureatów Nagrody Nobla. Pierwszym jest kapuś esbecki Lech Wałęsa drugą była Szymborska, umiłowana córa polskiej wersji stalinizmu. Czy ktoś tu widzi jakiś przypadek? Pomijając wszelkie inne kryteria i opierając się wyłącznie na nieubłaganych prawach statystyki, nie sposób dojść do innych wniosków, że mamy do czynienia z absolutną czystką. Nawet wśród Murzynów znajdzie się biały, którego przezywają albinosem, nawet w NSDP funkcjonowało kilku Żydów i w dodatku zajmowali eksponowane stanowiska. Pokażcie mi wśród żołnierzy AK i ich potomstwa jednego prezesa, dyrektora, laureata albo melomana siedzącego w pierwszych rzędach. Szybciej znajdziecie Żyda w NSDAP i albinosa wśród Murzynów. O wojnie trzeciego pokolenia UB z trzecim pokoleniem AK krzyczy wielu, bardzo wielu, ale mniej niż garstka rozumie sens i wagę tych słów. Na wojnie musi się słać trup wroga, bo w przeciwnym razie w piach idzie polska krew. Nie da się tej wojny wygrać bez wystrzału, a w mojej ocenie nie da się jej wygrać z braniem jeńców. Bez wymiany elit, bez odstrzelania marginesu, będziemy sobie semantycznie tuptać w miejscu.

Cały czas występuje ten sam problem wywoływany tymi samymi błędami. Litość, sentymentalizm, „razem chodziliśmy do szkoły”. Żadnej litości, żadnych sentymentów, wycinać jak leci prezesów i melomanów z indywidualnymi zaproszeniami, a puste miejsca wypełniać trzecim pokoleniem AK. Bez tego podstawowego kryterium nawet nie rozpoczynać rozmowy kwalifikacyjnej. Proste pytanie na początku. Kto Ty jesteś? Jeśli w odpowiedzi padnie Polak, dumny syn tej ziemi, wróg śmiertelny bolszewika, dopiero wówczas można zadać drugie pytanie. Co potrafisz? Proces degradacji narodu polskiego poprzez budowanie „elity” z motłochu trawa 75 lat i nadrobić ten stracony czas da się wyłącznie radykalnymi działaniami. Ktokolwiek proponuje inne rozwiązania nie ma pojęcia o czym mówi, nie zna życia, ludzi i polityki. Na gwałt potrzeba nam dwunastu gniewnych albo chociaż siedmiu wspaniałych. Takich wojowników od kadr, którzy przeprowadzą niezbędną wymianę, sprawnie i bez litości, nie oglądając się na szkolnych kolegów i krzyk, który i tak się niesie. Odstąpienie lub zaniechanie cofnie nas do 2015 roku, czy jak kto woli do 1944 roku.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

Oczekuję, że władza PiS potraktuje Jerzego O. tak samo jak Piotra Wielguckiego

$
0
0

Wbrew pozorom i podejrzeniom nie będzie kolejnego odcinka sądowego pojedynku Matki Kurki i Jerzego O. Gdy większość przeciwników Jerzego O. głośno krzyczała, że Prezydent Andrzej Duda popełnił wielki błąd wystawiając swoje narty na aukcję, wyjaśniałem, że inna decyzja Prezydenta skończyłaby się jeszcze większą aferą, niż ta z posłem Pietą. Problem jednak polega na tym, że trzeba wiedzieć kiedy nie wchodzić w zwarcie, a kiedy nie dać sobie wejść na głowę. Po akcji z posłem Piętą Jerzy O. wyraźnie odżył i wrócił do swoich starych prymitywnych chwytów, które na wyrost nazywane są socjotechnikami. Widzimy pana O. paradującego w koszulce „My, naród”, do wspomnianego posła WOŚP wysłała nagrodę, naturalnie w swoim sztubackim stylu, chodzi o statuetkę „pumeksu”, co jest tak samo śmieszne jak gumowa maska konia na głowie „Jurka”. Na „fejsbuku” Jerzego O. prawem serii pojawiają się teksty stricte polityczne. Zaczęło się od obrony kapusia Wałęsy, potem poszła krytyka w kierunku Macieja Chmiela, skądinąd fatalnego dyrektora TVP2, no i wreszcie rozochocony Jerzy O. ponownie uderzył w ministra Macierewicza. Piszę ponownie, bo mam nadzieję, że większość pamięta jak O. krzyczał do Antoniego Macierewicza: „dość kurwa” i jak tworzył Ruch Wypierdolenia Krystyny Pawłowicz w Kosmos. Tamtej arogancji i pewności siebie Jerzy O. nie odzyskał, ale pobudzony sukcesem w starciu z PiS, wyraźnie próbuje wrócić do gry i tutaj pojawia się sedno sprawy. Otóż ci sami, którzy krzyczeli, że Andrzej Duda uległ szantażowi, teraz krzyczą, że PiS nie może nawet „Jurka” pogłaskać.

Bardzo proszę, aby mnie nie rozśmieszać i jednocześnie nie zasmucać. Śledzę każdy ruch świeckiej świętej krowy, znam jego mentalność i metody na przestrzał i może w końcu ktoś z PiS zechce posłuchać dobrej rady, skoro oficjalne pytania i skargi są olewane albo ze strachu uważane za niebyłe. Prowadzenie otwartej wojny z Jerzym O., to rzeczywiście samobójstwo i w ogóle szkoda pary tylko, że takiej propozycji na stole nie ma, przynajmniej z mojej strony. Nie interesuje mnie jeden Jerzy O., ale całość zaniedbań podsycających patologię. Wytłumaczę skąd to ożywienie „dyrygenta orkiestry” i próby prowokowania ze wszystkich stron. On po prostu dyscyplinuje przyszłych negocjatorów, wymusza odpowiednie zachowania, metodami swojego taty milicjanta i brata ormowca. Za parę miesięcy rozpocznie się ludowy festyn „Przystanek Woodstock”, impreza masowa, która w całej swojej historii urągała wszelkim normom prawnym i higienicznym. Jeśli mnie nie wierzycie, to niech się minister Zieliński wybierze do Kostrzyna i spyta jakie sceny dantejskie są przez tamtejszą policję tuszowane, chociaż sami szeregowi policjanci mają pełne spodnie, że kiedyś za to wszystko ktoś „beknie”. W tej chwili Jerzy O. walczy o pozwolenie na imprezę masową i ma już za sobą pierwszą wizytę u przestraszonego wojewody lubuskiego z PiS. Strach wojewody wynika z tego, że odrzucenie wniosku na organizację spędu zakończyłoby się wielką awanturą na całą Polskę. Panie wojewodo, a kto Panu podpowiada tak głupie rozwiązania? Jerzemu O. należy udzielić pozwolenia, ale nie na tych skandalicznych warunkach, które miał do tej pory.

Przez kolejne lata Jerzy O. podawał następujące, kłamliwe dane, które zweryfikowała NIK.

- rok 2004, 100 tys. w zezwoleniu, ponad 250 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2005, 105 tys. w zezwoleniu, ponad 250 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2008, 90 tys. w zezwoleniu, ponad 300 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2009, 90 tys. w zezwoleniu, ponad 400 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2010, 105 tys. w zezwoleniu, ponad 350 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2011, 110 tys. w zezwoleniu, ponad 700 tys. uczestników w rzeczywistości
- rok 2012, 140 tys. w zezwoleniu, ponad 450 tys. uczestników w rzeczywistości

Na terenie festiwalu przez dekadę saperzy wygrzebali z ziemi tysiące materiałów wybuchowych. „Przystanek Woodstock” od początku jest kpiną z ustawy o organizacji imprez masowych, ustawy „alkoholowej” i „narkotykowej”. W trakcie imprezy z przepicia i przećpania umierali ludzie, a przypomnę, że ten spęd jest realizacją celu statutowego WOŚP. Uwaga! Podaję cel: "ochrona życia i zdrowia, szczególnie dzieci". W ramach celu piwo, wóda i "działki" leją się tonami. Sanepid wielokrotnie zgłaszał uwagi do zatrważającego stanu sanitarnego. W tamtym roku dziesiątki tysięcy uczestników imprezy z powodu fatalnych warunków sanitarnych dostało, za przeproszeniem, sraczki, o czym mówił sam Jerzy O. Wniosek? Tak jak każdy inny organizator dużej imprezy masowej Jerzy O. powinien wypełnić wszystkie wymogi odpowiednich ustaw. Jest niedopuszczalne, aby na polu minowym odbywała się impreza masowa, w 2015 roku policja odnotowała trzy przypadki posiadania broni palnej i materiałów wybuchowych, ile było naprawdę Bóg jedyny wie. W te pędy powinni się pojawić saperzy i wydać opinię, uczciwą i konkretną, czego się można jeszcze spodziewać i jakie prace są konieczne. Jest niedopuszczalne, aby impreza nie biletowana nie była zabezpieczona ogrodzeniem, monitoringiem i odpowiednią liczbą służb porządkowych – służb porządkowych, nie dzieci po trzech dniach szkolenia w „Pokojowym Patrolu”. Ktoś w tej kwestii winien wydać właściwą ekspertyzę i zobowiązać organizatora do ogrodzenia terenu, monitoringu oraz odpowiedniej liczby ochroniarzy. Z powodu licznych zatruć i wypadków jasne stanowisko musi zająć Sanepid. Tysiące przypadków palenia ognisk i grilli w lesie, co roku wylatuje Straży Pożarnej z pamięci. Wreszcie, kilkaset odnotowanych przypadków posiadania lub sprzedaży narkotyków, jak również spożywania napojów alkoholowych wątpliwej jakości każe się zastanowić nad wprowadzeniem statusu imprezy masowej podwyższonego ryzyka.

Wszystkie opinie powinny wydać odpowiednie służby, swoją opinię winien wydać też wojewoda i to wszystko razem należy przesłać do burmistrza Kostrzyna z SLD, w którego gestii leży ostateczne wydanie pozwolenia. Proste? Wredne służby „pisowskie” wydają opinie zgodne z prawem i stanem faktycznym, bo o nic innego nie chodzi i mają czyste sumienie. Przekazują dokumenty bezpośrednio odpowiedzialnym za całą imprezę, czyli burmistrzowi Kostrzyna wydającemu zgodę i oczywiście organizatorowi. Żaden urzędnik PiS zgody nie wydaje, ani nie zabrania organizacji. Natomiast jeśli impreza odbędzie się wbrew zaleceniom: saperów, policji, straży, sanepidu i dojdzie do takich samych skandalicznych wydarzeń jak w latach ubiegłych, a przy zachowaniu dotychczasowych warunków organizacji, dojdzie na pewno, to pan organizator i burmistrz z mocy prawa mają zarzuty karne. Gdzie tutaj jest jakiekolwiek ryzyko polityczne? Gdzie tutaj jest jakakolwiek wojna? Wyłącznie o to mam pretensje do władz centralnych i lokalnych PiS, że są całkowicie sparaliżowane strachem przed podjęciem decyzji, które są ich obowiązkiem. Nie potrzebne są żadne represje, czy „papiery na zamówienie”. Konieczne jest za to, aby w końcu policja, straż, sanepid i pozostałe podmioty nie były pachołkami Jerzego O. i politycznych decydentów i nie wydawały kuriozalnych ekspertyz całkowicie oderwanych od realiów. Czas by świecka święta krowa stosowała się do przepisów prawa jak każdy organizator i jak każdy organizator ponosiła odpowiedzialność. Jeśli PiS czy to decyzją centralną, czy lokalną „klepnie” Jerzemu O. takie pozwolanie, jakie uzyskiwał zawsze, maja wiara w zdolność naprawy państwa będzie wyglądać jak teren festynu „Przystanek Woodstock”. Czego jak czego, ale elementarnej odwagi i odpowiedzialności administracyjnej od każdej władzy oczekuję, takiej samej wobec VIP-ów i "zwykłych obywateli".

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(7 votes)

Ale to nasz ch.j, nasza dupa i nasza kamieni kupa!

$
0
0

Wiedziałem, że przyjdzie taki moment, wielu nawet próbowało na mnie wywierać presję, by przyśpieszyć bieg zdarzeń, ale mnie interesują tylko fakty nie wyobrażenia. Powinienem zatytułować dzisiejszy felieton: „To jest zamach III”, zdecydowałem się jednak solidniej uderzyć w stół i wręcz oczekuję, że się nożyce odezwą. Tekst w Rzepie dotyczący wypadku Andrzeja Dudy jest najbardziej spójnym, logicznym i technicznym wyjaśnieniem przyczyn wypadku Prezydenta, jaki dotąd powstał. Nie wiem, czy zawarte tam informacje są prawdą, czy nieprawdą, piszę jedynie o tym, że dla oponiarza opisany przebieg zdarzeń to pierwsze strony podręcznika. Opona wcześniej uszkodzona (zhamowana), a nie daj Bóg naprawiana, plus jazda przez kilkaset kilometrów, na bieżniku z indeksem T, powyżej 190 km/h, daje pewną detonację. Nadal nie wyjaśnia to dlaczego auto zrobiło piruet, ale podejrzewam banał. Kierowca usłyszał wybuch spanikował i wcisnął „hebel” w podłogę. Przy takich „kapciach” i kardynalnych błędach żaden Pax nie pomoże. Pax utrzymuje tor jazdy pod warunkiem, że kierowca nie ma innych planów. Rzepa ma u mnie status GW, ale napisała swoje i jeśli dane techniczne są prawdziwe, pod wyjaśnieniem wypadku podpisuję się wszystkimi kończynami. Dla odmiany ręce i nogi mam sparaliżowane, gdy z pałacu Prezydenta i rządu płynie bełkot tyleż żenujący, co śmiertelnie niebezpieczny i dane po prostu prawdziwe być nie mogą. Zanim ktokolwiek zacznie mi wypominać pisanie na Onecie przed dziesięciu laty i wkładać do worka „śpiochów” reazem z kierowcą Janickim, który swoją drogą powinien już dawno mieć prokuratora, niech sobie najpierw taki ktoś najmniej trzy razy przeczyta zdanie: „Doszło do wypadku, bo w 2010 roku Janicki podpisał niewłaściwą instrukcję serwisowania opon”. Po tym „komunikacie” BOR od razu zagrzmiało mi w uszach: „ten samolot w ogóle nie powinien startować”, „Prezydent się spóźnił”, „to był samolot cywilny”, itd., itp.

Jeśli szef BOR-u Andrzej Pawlikowski i całe towarzystwo wokół niego, chce powiedzieć inteligentnemu człowiekowi, że papierowa instrukcja serwisowania opon doprowadziła do detonacji opony, to on z siebie, nie z człowieka robi idiotę. Taki ktoś nie ma prawa podawać kawy Prezydentowi, bo gotów według instrukcji doprowadzić głowę państwa do oparzeń trzeciego stopnia. Nie da się w żaden sposób tłumaczyć podobnej amatorszczyzny, a próby tłumaczenia to barbarzyństwo i brak szacunku dla elementarnej przyzwoitości. Chłopcy z „naszego” BOR od miesiąca bawią się w szycie dupochronu i nie wyjaśniają, ale robią wszystko, żeby sprawę pozamiatać. Niestety z „naszej” strony powstają barwne opowieści o planowanej akcji Janickiego, którą to bajeczkę „mohery” łykają jak pelikan marmeladę. Opamiętania życzę, bo produkowanie takich historii jest najbardziej brutalnym podsumowaniem kompetencji „naszego” BOR. Janicki jest postacią groteskową, modelowy chłopek roztropek, którego do biura wpuścili, żaden z niego Bond, czy szkolony w GRU Dukaczewski. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że Janicki ma połowę IQ innego kierowcy, znanego „Mnietka” Wachowskiego. I tenże Janicki w opinii wielu moherów miałby w knajpie „Neptun” zaplanować misterną akcję polegającą na… Po pierwsze siłą sugestii lub pigułką gwałtu zmusił „naszych” do założenia na prezydencki samochód opon, które „nasi” uznali za całkowity złom, z tym, że do takich wniosków doszli dopiero po wypadku.

Po drugie Janicki rozpisał „naszym” podróż Prezydenta pancerną limuzyną z Karpacza do Wisły, co daje 350 kilometrów ciągłej jazdy. Po trzecie, w jedną stronę limuzyna pojechała na lawecie, ale w drugą już wracała na kołach autostradą A4 i po jakichś 150 km (okolice Brzegu) doszło do wypadku. Na końcu Janicki tak omamił „naszych”, że ci po 24 godzinach od wypadku zamknęli autostradę i zaczęli oględziny, z poszukiwaniem tajemniczej przeszkody, na którą miało najechać BMW 7 Security. Proszę wybaczyć, ale są jakieś granice walki politycznej, która z definicji wymaga pewnych nadinterpretacji i wyciszeń. Jedną z takich granic jest powaga państwa i bezpieczeństwo Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Amatorzy, techniczni barbarzyńcy i ignoranci od miesiąca usiłują uratować sobie tyłki, poprzez tworzenie kolejnych, coraz bardziej groteskowych teorii. Z tej „zabawy” wynikają same straty i co gorsze żadnych wniosków na przyszłość. Zabrakło sekund i metrów, a mielibyśmy następną narodową debatę, czy i gdzie ma stanąć pomnik!

Jaką mamy reakcję ze strony „naszych” służb i osób odpowiedzialnych? Poziom Laska, Millera, Artymowicza. Przerażające, przygnębiające i wygląda na to, że niereformowalne podtrzymywanie burdelu, bo to nasz burdel. Odpowiedź poważnego państwa, po takim wypadku, niespotykanym na świecie, jest jedna. W następnej minucie po wypadku wylatuje szef ochrony i połowa kierownictwa. Nie ma żadnych tłumaczeń, mało tego, tłumaczenie Pawlikowskiego, że go kierowca Janicki po pijaku ograł jest czymś niepojętym. Kto Pawlikowskiego ogra następnym razem? Stara Kociębowska? Gdzie jak gdzie, ale w służbach musi być rygor i dyscyplina, aby mówić o profesjonalizmie i ten pożądany stan uzyskuje się ścinaniem głów. Dopóki w Polsce za coś tak poważnego nie polecą ważne głowy, będziemy rusko-niemieckim kondominium. Te obcięte łby powinny być zatknięte na bramie wjazdowej do Pałacu Prezydenckiego i KPRiM, aby następcy przychodząc do pracy wiedzieli, o jaką stawkę toczy się gra. Powszechnie wiadomym jest, że nie boję się żadnych „spisków” i jako pierwszy pisałem „to był zamach”, ale teraz jestem prawie pewien jakiego rodzaju. Amatorski burdel prawie zabił Prezydenta.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

Dlaczego Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński uczą Amerykanów demokracji?

$
0
0

Minęło grubo ponad sto dni rządów PiS i w związku z tym mamy za sobą całą serię jakże oryginalnych ocen, które nikogo nie przekonują, ale utwierdzają w przekonaniu. Istnieje jednak rzecz wspólna dla wszystkich oceniających. Jedni krzyczą, że jest tragedia, inni widzą samo piękno, a teraz dokonam cudu i wszyscy Polacy pokiwają z aprobatą głowami. Zgodzi się lewy, prawy i środkowy, że ponad wszelką wątpliwość przez te 100 dni Antoni Macierewicz i Jarosław Kaczyński wysłali do Amerykanów szereg pytań i próśb o udostępnienie dokumentów dotyczących Smoleńska. Prawda, że wszyscy się zgadzają? Sadzę też, że prawie wszyscy zgodziliby się jeszcze co do innej rzeczy. Amerykanie na pewno mają więcej wiedzy o Smoleńsku niż Polacy i nie przesądzam tutaj, jaki to jest rodzaj wiedzy. Mamy zatem dość klasyczny układ zależności, Kaczyński i Macierewicz daliby bardzo wiele, żeby zajrzeć w papiery Amerykanów, z kolei Amerykanie doskonale wiedzą, jak Polakom na tym zależy. Tyle oczywistości wystarczy do oceny bieżących wydarzeń, które tylko z pozoru są zaskakujące. W ostatnich dniach najpierw Antoni Macierewicz, potem Jarosław Kaczyński publicznie dali do zrozumienia Amerykanom, że wtrącają się w nieswoje sprawy i powinni dwa razy ugryźć się w język zanim zaczną uczyć Polaków demokracji. Zaczęło się od listu amerykańskich senatorów, później dobrze poinformowane źródła doniosły, że idzie seria nacisków kanałami dyplomatycznymi. USA zaczęły się bawić w tę samą grę, którą lewacka Europa usiłuje dyscyplinować Polaków. Dla PiS musiało to być duże zaskoczenie, co świadczy o naiwności, ale niezwykle ciekawa jest reakcja liderów PiS. Otóż mając świadomość jak cenne informacje są w posiadaniu USA, Kaczyński pojechał z Amerykanami po bandzie.

Co niby takiego wilekiego powiedział Kaczyński? Nie chodzi o wypowiedzi publiczne, ale potajemne spotkanie z ambasadorem USA Paulem W. Jonesem. Podczas tej nieoficjalnej herbatki ambasador USA miał bezceremonialnie oświadczyć, że pan czarny Obama życzy sobie uporządkowania spraw z Trybunałem Konstytucyjnym. Jednocześnie Paul W. Jones dał do zrozumienia, że w razie oporów czarny Obama nie spotka się z Prezydentem Andrzejem Dudą i być może w ogóle szczyt NATO nie odbędzie się w Warszawie. Jarosław Kaczyński słysząc te impertynencje odpowiedział ambasadorowi jednym zdaniem: „A kiedy USA uporządkują swoje sprawy w Sądzie Najwyższym”. Ambasadora przytkało i dodatkowo po tej akcji poszła cała seria wypowiedzi o charakterze publicznym. Jednocześnie zareagowali Prezydent Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Historia ta jest niezwykle pouczająca i płynie z niej wiele arcyważnych wniosków. Jak już wspomniałem naiwnością jest sądzić, że USA ot tak sobie udostępnią Polsce pełną wiedzę o Smoleńsku. Oni nigdy tego nie zrobią, ponieważ jest to potężny kapitał. Mogą rzucić jakieś ochłapy i pewnie kiedyś rzucą, żeby dyscyplinować Kreml, ale to wszystko na co można liczyć. Drugi wniosek jest taki, że Jarosław Kaczyński pomimo gigantycznego zaangażowania emocjonalnego w sprawę nie pozwolił ani sobie, ani Polsce dmuchać w kaszę. No i trzecia rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę. W tym szaleństwie jest metoda. Nadal uważam, że musimy się dogadać z kimś dużym, ale otwarte wskazywanie granic naszym „partnerom” jest dla nich absolutnym szokiem i dla nas jedyną właściwą postawą.

Dotąd Polska była do dyspozycji dużych państw na pstryknięcie palców i jak sądzę podrzędny urzędnik z Białego Domu zadzwonił do ambasadora, by ten sprowadził Polaków na ziemię. Amerykanie uznali, że pójdzie jak zawsze, w końcu to wielkie USA zaszczycają rozmową jakąś tam Polskę. I co się okazuje? Zmiany, zmiany, zmiany, a to musi irytować. Jeśli coś się wcześniej miało za darmo i teraz trzeba za to płacić, zaczynają się frustracje. Domyślam się o co chodziło Obamie z Trybunałem Konstytucyjnym. Szczyt NATO odbędzie się w lipcu, czyli w kulminacyjnym momencie kampanii prezydenckiej w USA. Polski Trybunał Konstytucyjny jako nieustanny temat prasy krajowej i podtrzymywany w prasie światowej, jest całkowicie nie na rękę demokratom, którzy narobili dokładnie takiego samego bałaganu w Sądzie Najwyższy, jak PO z Rzeplińskim w TK. Obama usiłował obsadzić sędziego, którego powinien obsadzić jego następca. W tej sytuacji trudno się dziwić, że poszły z USA naciski na PiS.

Po stanowczej odmowie zaczęło się podsrywanie po lewackich NYT i innych przybytkach medialnych, ale Polska, która zaczęła się szanować, robi coraz większe wrażenie na świecie. Z jednej strony wrogowie zmienili ton, wystarczy porównać słowa syna esesmana Martina Schulza sprzed miesięcy i teraz, gdy się jąkał okrągłymi zdaniami. Z drugiej strony państwa, które nie mają powodu, by się sprawami w Polsce martwić, a nawet są zadowolone z obrotu spraw, stają z otwartą przyłbicą w obronie Polski. Tak postąpiły: Czechy, Węgry i Wielka Brytania. Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz uczą USA demokracji, ponieważ tylko w taki sposób można cokolwiek w wielkim świecie załatwić, z pachołkiem nie liczy się nikt. Jakiekolwiek zyski w kontaktach z USA i z każdym innym krajem da się wypracować jedynie wówczas, gdy wszyscy zrozumieją, że Polski uległej i zakompleksionej już nie ma. Polska będzie walczyć o swoje jak równy z równym i na żadną pedagogikę sobie nie pozwoli, taki list wysłaliśmy do świata. Na początku za próbę samostanowienia o własnym losie płaciliśmy wysoką cenę, teraz jest coraz niżej, w przyszłości zaczniemy odcinać kupony.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Bardzo osobisty wpis o korycie

$
0
0

Należę do trzeciego pokolenia Zabużan. Od strony ojca rodzina mieszkała w okolicach Tarnopola, od strony mamy okolice Lwowa i Przemyśla. Honorny to naród, który szczególnie jednej zasadzie hołduje niezmiennie: „Gość w dom Bóg w dom”. Wychowałem się w tej tradycji od dziecka i do dziś, choć czasy strasznie sparszywiały, w domu mojej Babci zawsze ta sama gehenna. Ledwie wejdziesz i przywitasz się jak człowiek, zaraz usłyszysz: „siadaj i jedz”. Na długość dwugodzinnej niedzielnej wizyty „zjedz” i „napij” się słychać kilkanaście razy. Kto by nie przyszedł, nie ma to najmniejszego znaczenia. Jakiś czas temu u Dziadków zdun piec stawiał, bo poniemiecki się rozsypał. Mama z miasta jechała obiad zawieść fachowcom, żeby wstydu nie było. Jakby się we wsi dowiedzieli, że człowiek cały dzień robił i kromki chleba nie dostał, byłaby awantura i w kościele wrogie spojrzenia. Tak to wygląda na prowincji. W zasadzie można powiedzieć, że takie to strasznie zaściankowe i w sumie nie wiadomo ile tutaj kultury, ile strachu przed ludzkim gadaniem. Kto chce niech wierzy, kto nie chce, przekonywał nie będę, ale to działa naturalnie. Ludzie „ze wschodu”, którzy zaznali biedy i przez to głodu, mają szczególne podejście do gościnności i biblijnej zasady: „spragnionego napoić, głodnego nakarmić”. Dwa ciężkie grzechy w zabużańskim domu to brak szacunku dla chleba i wypominanie bliźniemu ile zjadł. Wiele w swoim życiu słyszałem od ciotek, sąsiadów i znajomych, ale tutaj na prowincji zamieszkałej przez repatriantów, nikt i nigdy nikomu jedzenia nie wypominał. Gdziekolwiek się poszło, do najbardziej biednej chałupy, zawsze mamy kolegów częstowały kanapkami i ciastkami, a kto siedział w domu kolegi cały dzień, jadł obiad z całą rodziną i dostawał dokładkę.

Jak sądzę wszyscy Czytelnicy chyba już wyczuli do czego piję i o czym za chwile napiszę. Zgadza się, dla mnie jest czymś niepojętym i przejawem absolutnego zdziczenia, wypisywanie publicznie, kto się „nażarł”. Gdyby do Biskupina zbłądził spragniony Tusk albo głodny Komorowski, obaj zostaliby ugoszczeni jak Babcia i Mama przykazywały. Oczywiście usłyszeliby parę ciepłych słów kim są i co sobą reprezentują o ile zaproponowaliby pod moim dachem taki temat rozmowy, ale nigdy, przenigdy nie przyszłoby mi do głowy napisać na portalu www.kontrowersje.net, że Tusk się u mnie nachlał, a Komorowski nażarł. Medialna afera, która się rozpętała po wizycie Prezydenta Andrzeja Dudy i amerykańskich senatorów w Hotelu Wenzel w Krakowie, nie tyle mnie bulwersuje, co gwałci moje dzieciństwo i kawał dorosłego życia. Całe moje wychowanie, być może, a na nawet na pewno, proste, prowincjonalne, takie chłopskie, jakie pradziadowie przekazywali moim Dziadkom we wsi Jordanówka, nie umie sobie poradzić z treścią: „on się nażarł z koryta”. Potrafię używać wielu zabiegów stylistycznych, żeby uzyskać zamierzony efekt, ale w tym przypadku naprawdę nie chodzi o politykę. Przeczytałem doniesienia prasowe i w ogóle nie zwróciłem uwagi na nazwiska, od razu rzuciło mi się w oczy, że ktoś zrobił nieprawdopodobny chlew, jakiego w mojej wiosce nie zrobiłby nikt, z wychowania i ze strachu przed ludzkim gniewem.

Przechodząc z wolna do konkluzji zastanawiam się jak podkreślić odświętne sedno, żeby się nie wplątać w codzienną rutynę. W całej tej narodowej debacie, która dotyczy naszego polskiego charakteru, nie jestem w stanie i nie chcę rozmawiać ze wszystkimi, ale jednocześnie nie widzę problemu, by sąsiad przeciwnej opcji politycznej przychodził do mnie pożyczyć szklankę cukru. Ma też gwarantowane, że pod moim dachem włos mu z głowy nie spadnie, a i pół litra postawię i co w chałupie jest na stole położę na zakąskę. Wypijemy, przekąsimy, pokłócimy się o Kaczyńskiego i Schetynę, tyle rozumiem, tyle na zdrowie, jak to między Polakami. Kto szanuje te świętości, które nam mamy do głowy wkładały będzie moim Rodakiem, bez względu na to, jakie głupoty z telewizora połyka. Nie ma i nie może być żadnego porozumienia z… kodem…. kulturowym, który dla chleba i człowieka nie ma żadnego szacunku. Polacy mają swoje trzy zdania na każdy temat, ale Polak Polaka sadza przy stole i przy stole częstuje, przy korycie tłoczy się najgorszy sort.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(7 votes)

Dlaczego CBOS przestał kłamać? Bo nawet Materna zaczął mówić prawdę!

$
0
0

Oglądam rozmaite męczące spektakle, o ile są one źródłem cennej wiedzy. Tak właśnie jest z „II Śniadaniem Mistrzów”, czyli takim maglem dla wyższych sfer, które to sfery same siebie uznały za wyższe. Warto się wsłuchać, co mają do powiedzenia znani i lubiani goście Marcina Mellera choćby z tego względu, żeby poznać panujące nastroje. W ostatnim odcinku gospodarz rzucił na stół artykuł z New York Timesa i przeczytał głośno cytat z tego lewackiego pisemka: „PiS przekroczył czerwoną linię”. Zgromadzeni w studio gości rzucili się do odpowiedzi na wcześniej zadane ironiczne pytanie Mellera: „Czy to zrobi wrażenie, czy PiS znów krzyknie o zdrajcach itd”. Prawie wszyscy zaczęli radośnie oznajmiać, że takie publikacje są przełomowe, pokazują Polskę jako zadupie, itd., itp., no i w konkluzji pojawiła się głęboka nadzieja związana z marnym losem obecnej władzy. Gdy wybrzmiały wszystkie troski i marzenia do głosu doszedł smutny jak Pierrot konferansjer Krzysztof Materna i nieoczekiwanie sprowadził „mistrzów” na ziemię. Materna najpierw stwierdził, że NYT to nie jest gazeta którą się w Polsce czyta, a poza tym mistrzowie nie wiedzą, co się w Polsce dzieje. Na poparcie swojej diagnozy opowiedział Materna anegdotę z prowincji, gdzie przyszło mu namawiać prosty lud do głosowania za wstąpieniem do Unii Europejskiej. Koronnym argumentem dla Polaków z Sieradza miał być paszport. Słuchajcie ludziska, jak będziemy w Unii to paszporty staną się zbędne, pojedziemy sobie w dowolny zakątek świata. Po sali poszedł pomruk, obojętne twarze wbiły wzrok w podłogę i byłaby to cała reakcja, ale odezwał się jeden odważny. Panie, a po cholerę mi paszport, czy nie paszport jak ja najdalej do Łodzi jadę! Prawdopodobnie światowy pan konferansjer chciał w ten sposób pokazać przerażające zacofanie na polskiej prowincji, ale on pokazał coś zupełnie innego, co zresztą sam intuicyjnie zrozumiał. Puentując anegdotę „odkrył” Materna całkiem zgrabną diagnozę społeczną i oświadczył, że żadnej zmiany władzy nie będzie, dopóki PiS nie nadepnie na odcisk dużym grupom społecznym.

Górnicy muszą zostać wyrzuceni na bruk, rolnikom trzeba odebrać dopłaty, użytkownikom Internetu podnieść 10 razy ceny za gigabajty, wtedy na ulicę wyjdą autentycznie wkurzeni i zaczną robić z krwi i kości rewolucję. Jednak cała rzecz w tym, że PiS nie z „mistrzów”, jak poprzednicy, zrobił beneficjentów swojej polityki, ale z tych pogardzanych prostych ludzi. Trudno pojąć jak to możliwe, że profesjonaliści z bezpieki, ktokolwiek to jest WSI albo SB, stworzyli tak daremny ruch społecznego buntu, który jako żywo przypomina ORMO. Skoro taki prosty konferansjer w końcu zrozumiał, że z tego nic nie będzie, to na co liczą profesjonaliści. Przestrzelony pomysł już na stracie, ale to na szczęście nie mój problem. Mnie cieszy coś innego, a mianowicie, że sami zainteresowani obalaniem PiS i powrotem do dawnej patologii w całości podpisują się pod moimi prognozami i analizami. Przy pierwszych marszach ORMO, jeszcze z udziałem wspomnianego Materny zakradł się spory niepokój. 15 tysięcy ludzi przerobionych przez media na 100 tysięcy, niejednemu zwolennikowi „dobrej zmiany” podcięło skrzydła.

Wówczas jako jeden z pierwszych uspakajałem, że nic się z tej tragifarsy poważnego urodzić nie może. Niespecjalnie udawało się przekonać przestraszonych, ale dziś nawet najciężej przestraszni wiedzą, że mieszkańcy Sieradza, Przemkowa, Augustowa i Ustrzyk większą wagę przywiązują do strefy Schengen niż do Trybunału Konstytucyjnego. Na to socjologiczne nieporozumienie nakładają się donosy PO i Nowoczesnej na własny kraj do niemieckich, weneckich i brukselskich nadzorców, czego Polacy zwyczajnie nie trawią. Materna wytłumaczył swoim, że żaden NYT nie zrobi w Polsce rewolucji, a Piotr Liroy Marzec wyjaśnił Neumanowi i całej PO ile na zwykłym polskim podwórku znaczy kapuś, który nie znaczy nic. Biorąc pod uwagę to wszystko i jeszcze parę innych rzeczy jestem gotów uwierzyć w najnowszy sondaż CBOS, gdzie ciągle o życie walczy towarzysz Markiewicz. A wygląda to tak: Prawo i Sprawiedliwość 34 procent, spadło o 3 punkty, .Nowoczesna 16 procent, spadek o 1 procent. Platforma Obywatelska 14 procent Polaków, spadek 4 procent. Kukiz‘15 12%, wzrost o 4 procent i KORWiN 6%. Do Sejmu nie dostałyby się:SLD (4%), PSL (3%), partia Razem (2%). Sondaże są zabawą, ale gdy korespondują z nastrojami społecznymi i diagnozami od lewa do prawa, można je w drodze wyjątku potraktować poważnie i wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(4 votes)

Żydzi w Polsce też machali ręką na Hitlera. Mnie skala głupoty europejskiej nie martwi!

$
0
0

Wszyscy dookoła ironizują i rzucają sarkazmami w stronę europejskiej Europy, która po kolejnych zamachach powinna być jeszcze bardziej europejska. Z braku innych zajęć też ironizowałem, bo co ciekawszego mogę robić, do pedagogiki nie mam głowy, zresztą umysły zaczadzone ideologią tolerancji i tak nie wchłoną jednego rozsądnego zdania. Ile razy można powtarzać banały, że hebanowi fanatycy przyjechali do Europy wyłącznie w jednym celu – podbić ziemię niewiernych i wprowadzić własne porządki. Ba! Po co popełniać takie wtórności, przecież sami najeźdźcy głośno krzyczą: „Allach jest wielki, zginiecie niewierne psy”. W odpowiedzi słyszą: „Witamy, witamy, jesteście fantastycznymi ludźmi, wyznającymi religię pokoju”. Chciałoby się powiedzieć, że mamy do czynienia z zupełnie nowym zjawiskiem, ale takie gadanie nie będzie miało wiele wspólnego z prawdą. Głupota ludzka jest tak stara, jak sam człowiek, zmieniła się jedynie skala i to rzeczywiście jest dostateczny powód do upadku cywilizacji białego człowieka. Dawniej jeden z drugim nie umiał pisać i czytać, ale instynkt samozachowawczy działał na najwyższym poziomie. Gdy do pewnego miasta odwieczni wrogowie przytargali drewnianego konia, który do niczego konkretnego się nie nadawał, ogłupiali mieszkańcy przyjęli dar w ciemno, śmiejąc się ze starca i jego słów: Timeo Danaos et dona ferentes (obawiam się Greków nawet, gdy niosą dary). Tamto mityczne zdarzenie miało jeszcze jakąś tajemnicę, drewniany koń był dziwem niespotykanym, a ludzie wymęczeni wojną uznali, że wróg się poddał i składa hołd. Dziś islamscy barbarzyńscy wprowadzają do Europy zawartość trojańskiego konia, mimo to zachowania obdarowanych są identyczne i to jest właśnie ta skala głupoty, która zastanawia.

Historia coraz większym kołem się toczy. Siedemdziesiąt lat temu austriacki przywódca wielkich Niemiec wszem wobec oświadczył kto jest podczłowiekiem i z kim w pierwszej kolejności III Rzesza zrobi porządek. Zajął Austrię, zajął Czechosłowację, a Europa uspokajała, że to takie niewinne igraszki. Zaledwie kilkaset kilometrów od Berlina, w Polsce żyło kilka milionów Żydów i też ze spokojem czekali na bieg wydarzeń. Nie wszyscy byli Rockefellerami, ale zdecydowaną większość stać było na bilet transatlantycki do Ameryki. Mało który Żyd i wcale nie najbogatszy poszedł po rozum do głowy i w ostatniej chwili, przed wystrzałami na Westerplatte, uciekł za wielką wodę. W okupowanej Polsce zostało ponad milion ofiar, które Niemcy spalili w Auschwitz i innych niemieckich obozach koncentracyjnych. Polscy Żydzi zostawili po sobie łódzkie i warszawskie kamienice, fabryki, teatry, czeki i nawet złote zęby, taka była cena za oswajanie Hitlera. Człowieka przywiązanego do pewnego ładu, choćby ten ład jako żywo burdel przypominał, niezwykle ciężko nakłonić, żeby się rozejrzał za nowym porządkiem. Nie pomaga niebezpieczeństwo, nie pomaga jasny komunikat – wszyscy zginiecie. Francuzi, Belgowie, Szwedzi i parę innych nacji, to współcześni Żydzi w okupowanej Polsce, z tą różnicą, że polscy Żydzi, gdy zobaczyli, co się dzieje byli gotowi oddać ostatni guzik, aby się dostać na pokład transatlantyku. Francuzi, Belgowie i Szwedzi nie chcą widzieć i słyszeć, co się dzieje, oni są przekonani, że Hitler lada chwila przejdzie na wegetarianizm, wsiądzie na rower i razem z gejami pojedzie na sojowe latte. I niech tak myślą, bo przyroda sobie ze wszystkim poradzi.

Czy w naszym polskim interesie leży edukowanie Zachodu? Nie sądzę, co nas to może obchodzić? Naszym jedynym zadaniem jest odmalowanie kościołów, trzymanie się swoich staroświeckich obyczajów, jak całowanie kobiet w rękę i wspólne niedzielne obiady u mamy. Dla Polski europejska głupota, która przekroczyła wszelkie skale, jest zjawiskiem korzystnym i nie bałbym się, że islamizacja nastąpi z dnia na dzień, to musi potrwać przynajmniej jedno pokolenie. Mamy czas na dogonienie i przegonienie Zachodu, a kolorowa Europa, czy tego chce, czy nie, sama powstrzyma ekspansję. Dopóki gdzieś na lotnisku albo w metrze od czasu do czasu zabiją 30 do 100, żaden Francuz się nie ruszy, bo ma przecież co jeść i dostęp do Internetu. Wiadomym jednak jest, że to są dopiero miłe złego początki. Hebanowi fanatycy będą z Allachem na ustach chodzić jak Świadkowie Jehowy od chałupy do chałupy, ale nie ze „Strażnicą” pod pachą, tylko kałasznikowem na ramieniu. Dopiero wtedy obudzą się we Francuzach i Belgach naturalne instynkty, tak zwane zwierzęce – albo my ich albo oni nas. Piszę całkiem poważnie, chociaż sporo w tym cynizmu i brutalności, czyli polityki. Nie martwi mnie skala europejskiej głupoty, za wszystko w swoim czasie trzeba będzie zapłacić, jedyne co mnie martwi to zaraźliwość głupoty, która może przejść przez Odrę. Na szczęście w tej kwestii więcej niż 80% Polaków ma jednoznaczne zdanie - „wypier....ć z dziczą” i to jest nasz wielki kapitał na przyszłość.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(8 votes)

Bezczelność to znak firmowy weteranów PRL, czyli „Trujkami” szorować kible

$
0
0

Czas i zdarzenia płyną w takim tempie, że się przeciętny odbiorca w natłoku komunikatów gubi niczym przysłowiowe dziecko we mgle. Kto by pamiętał o takich detalach, jak tłumek dziennikarzy Programu III Polskiego Radia, przez niektórych złośliwie nazywanym „Trujka”, zgodnie maszerujący na wiecu politycznym. Od czego wzięła się ta złośliwość? Przypomnę, bo pamiętliwy jestem. Jedna z najbardziej żenujących politycznych inicjatyw pod hasłem „Orzeł może”. Twórczynią tej akcji była Magda Jethon, szefowa „Trujki”, a propagowały „nowoczesny patriotyzm” wszystkie gwiazdy, które się zasiedziały w PRIII od czasów stanu wojennego albo i jeszcze wcześniej. Obok Komorowskiego, Giertycha, Kamińskiego i połowowy wierchuszki byłej Unii Wolności kroczył między innymi Artur Andrus, Marek Niedźwiedzki i wielu, wielu innych. Kulminacyjnym momentem maskarady z udziałem politycznych wyrobników w różowych okularach, było uroczyste oddanie pokłonu orłowi z czekolady. Od początku do końca, przez środek mieliśmy do czynienia z politycznym otępieniem. Propagowanie czekoladowego orła w różowych okularach miało być alternatywą dla Marszu Niepodległości, skończyło się tak potężną kompromitacją, że nigdy więcej do tego pomysłu nikt nie odważył się wrócić. To nie koniec, ale jedynie przykład politycznego zaangażowania dziennikarzy PRIII. Warto choćby z grubsza poznać historię „Trujki” i życiorysy gwiazd. Radio powstało po negocjacjach postępowych towarzyszy z towarzyszem Gomułką i miało być takim „Luksemburgiem” realnie socjalistycznym. Ówczesna młodzież żyła szaleństwem jazzu i Rock'N'Rolla, czym towarzysz Gomułka szczerze gardził. Istniała jednak w PZPR frakcja postępowa i to za ich sprawą narodziło się prawie jednocześnie Polskie Radio Program III i wyrób rockandrollowo podobny zwany bigbitem.

Od początków swego istnienia PRIII był po pierwsze wentylem, po drugie przechowalnią rockandrollowych towarzyszy i kapusiów esbeckich. W stanie wojennym nastąpił prawdziwy zaciąg gwiazd związanych z komunistycznym aparatem, które do dziś nie potrafią się wytłumaczyć ze swoich życiorysów. Monika Wasowska z domu Olejnik, córka wysokiego esbeka to przypadek znany i szeroko komentowany, ale na przykład taki Marek Niedźwiedzki, zaczynał identycznie i o nim mało kto mówi. W 1982 roku przyszedł pan redaktor do PRIII, gdy każdy szanujący się dziennikarz pracę w socjalistycznych mediach porzucał. Pan Marek tak się boi własnej przeszłości, że odmówił podpisania oświadczenia lustracyjnego, po czym zrobił żałosne show i odszedł z radia, za powód podając upolitycznienie radia, którego miał się dopuścić Krzysztof Skowroński. Klasyka gatunku, peerelowska gwiazda rozpoczyna karierę pod bacznym okiem Radiokomitetu i Kiszczaka, zajmuje mikrofon po swoich internowanych lub wyrzuconych z radia kolegów i nagle poczuła się represjonowana politycznie, bo opcja polityczna się zmieniła.

Jeszcze kilka nazwisk warto przytoczyć, zanim padnie słowo końcowe o najnowszej bezczelności peerelowskich wychowanków. Towarzysz Andrzej Olechowski, TW esbecki pseudonim Must, donosił samemu „Gromkowi” Czempińskiemu. Wieloletni i apolityczny jak cholera dziennikarz muzyczny PRIII. Andrzej Turski w stanie wojennym zatrudniony na stanowisku redaktora naczelnego Programu III (1982–1983). Oczywiście Turski był dzieckiem resortu, a ściślej synem ministra zbrodniczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i to on w stanie wojennym wyrzucał z PRIII wrogów socjalistycznej ojczyzny, a przyjmował inne dzieci resortu. Poza wymienionymi w „Turjce” znalazł zatrudnienie kwiat lewactwa: Jakub Wojewódzki, Grzegorz Miecugow, Jarosław Kuźniar, Jerzy O. Ten ostatni do dziś prowadzi audycję, w której przez godzinę za zupełną darmochę reklamuje komercyjny festyn „Przystanek Woodstock”, gdzie zaprasza się polityków z klucza liberalno-lewackiego.

Opisane i wymienione w skromnym fragmencie towarzystwo, popełniło charakterystyczną dla siebie bezczelność. Zaangażowani po uszy w kampanię Bronka Komorowskiego i PO, obudzili się z rękami w nocniku, do czego nie przywykli. Co robić? A jakżeby inaczej! Napisać list protestacyjny w obronie wartości demokratycznych i przeciw upolitycznieniu Programu III Polskiego Radia. Znam ten poziom arogancji, buty i zwykłego chamstwa peerelowskiego na przestrzał i wiem, że na to tylko jedno lekarstwo działa. Za twarz i na bruk albo chociaż do froterowania korytarzy i rozplątywania kabli. Poniżej gotowa lista pracowników fizycznych PRIII, którzy od dziś powinni zostać oddelegowani do kubłów, szmat i szczotek, co i tak jest łagodnym wymiarem kary, biorąc pod uwagę, jak oni potraktowali swoich kolegów dziennikarzy.

Artur Andrus, Piotr Baron, Katarzyna Borowiecka, Dariusz Bugalski, Anna Burzyńska, Jan Chojnacki, Gabriela Darmetko, Grażyna Dobroń, Wojciech Dorosz, Paweł Drozd, Ewa Dudzińska, Arkadiusz Ekiert, Beniamin Filip, Michał Gąsiorowski, Bartosz Gil, Katarzyna Goleniewska, Tomasz Gorazdowski, Natalia Grzeszczyk, Krystian Hanke, Sylwia Héjj, Grzegorz Hoffmann, Michał Hoffmann, Filip Jaślar, Ryszard Jaźwiński, Tomasz Jeleński, Robert Kantereit, Magdalena Karczewska-Ścibińska, Łukasz Karusta, Katarzyna Kłosińska, Elżbieta Kocemba-Górka, Elżbieta Korczyńska-Jordan, Anna Krakowska, Zofia Kruszewska, Mariusz Krzemiński, Iwanka Kunewa, Damian Kwiek, Marcin Kydryński, Roma Leszczyńska, Ewa Lipowicz, Tomasz Ławnicki, Krzysztof Łoniewski, Marcin Łukawski, Adam Malecki, Małgorzata Maliborska-Prażmowska, Wojciech Mann, Barbara Marcinik, Michał J. Margański, Grażyna Mędrzycka, Beata Michniewicz, Joanna Mielewczyk-Gaweł, Radosław Mróz, Wioletta Myszkowska, Jan Niebudek, Marek Niedźwiecki, Michał Nogaś, Anna Nowakowska, Agnieszka Obszańska, Michał Olszański, Wojciech Ossowski, Mariusz Owczarek, Jerzy Owsiak, Dariusz Pieróg, Marcin Pośpiech, Katarzyna Pruchnicka, Grzegorz Purchała, Anna Rokicińska, Dariusz Rosiak, Dariusz Rzontkowski, Adam Sobieraj, Paweł Sołtys, Małgorzata Spór, Agnieszka Stępień, Katarzyna Stoparczyk, Monika Sułkowska, Zofia Sylwin, Renata Szewczak, Agnieszka Szydłowska, Halina Wachowicz, Bartosz Waglewski, Wojciech Waglewski, Elżbieta Walendzik, Łukasz Walewski, Marcin Zaborski, Andrzej Zakrzewski, Anna Zaleśna-Sewera, Wojciech Zimiński, Ernest Zozuń.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.666664
Average: 5.7(9 votes)
Viewing all 2645 articles
Browse latest View live