Quantcast
Channel: Kontrowersje.net - portal niereglamentowany
Viewing all 2645 articles
Browse latest View live

Sztuczna aksjologia odrywanych od koryta – czytaj KOD

$
0
0

Nigdy nie ukrywam, jakie cele mi przyświecają, gdy płodzę kolejny tekst, chociaż często zagadkę rozwiązuję po dłuższym czasie. Gdy powstawał KOD napisałem, że znam tych ludzi bardzo dobrze i wiem w jaki sposób funkcjonują dlatego nie wróżę tej akcji żadnej przyszłości. Pisałem na wyrost, by wyrwać chwast przy samej ziemi i prawie miałem rację, ale jedna zmienna sprawiła, że z przypadku powstało coś powtarzalnego. Jak do tego doszło? Chyba wiem i postaram się z grubsza wyjaśnić. W czasach ogłupiałej Matki Kurki korespondowałem z co najmniej czterema obecnymi aktywistami KOD i to z samej czołówki. Byli to sami autsajderzy, którzy wylecieli z sanek i próbowali za wszelką ceną znów się na jakiś bogaty kurs załapać. Śledzili pilnie Internet i zaczepiali każdego, komu udało się zrobić większy szum, bodaj na małą chwilę. Proponowali zorganizowane działanie, budowanie społeczeństwa obywatelskiego i tak dalej i temu podobne frazesy. Pomimo imponującej mnogości pomysłów, nigdy niczego trwałego nie stworzyli. Jedną z przyczyn było pewnie to, że nawet głupia Matka Kurka czuła, że ci ludzie chcą znów wejść na świecznik po plecach naiwnych i maluczkich. W nazwiska i szczegóły nie wchodzę, nie z obawy o kolejne procesy, ale nie chcę w żaden sposób przyczyniać się do rozpoznawalności alimenciarzy. Podzieliłem się osobistym i dość wstydliwym dla mnie doświadczeniem, żeby pokazać grunt, na którym wyrosła cała ta śmieszna „rewolucja”. Patrząc na zjawisko z perspektywy czasu nie powtórzę, że tym razem też się nie udało. O dziwo udało się na tyle, żeby zaistnieć i wyjść poza Internet. Gdzie tkwi źródło tego sukcesu i mojej pomyłki? Prawie na pewno towarzystwo w końcu trafiło na właściwego mecenasa. Dobijali się do rozmaitych drzwi i w końcu natknęli się na potrzebujących, którzy dokładnie takich domorosłych ideologów potrzebowali.

Dowodów nie mam żadnych, jednak trudno mi uwierzyć, że ci „społecznicy” nie mają zagwarantowanych narzędzi medialnych i finansowych, które pozwoliły im zaistnieć. Jeszcze raz wrócę o kilka lat wstecz i odwołam się do własnych doświadczeń. Któregoś pięknego dnia napisał do mnie znany i już nieżyjący gwiazdor Internetu. Zapewniał mnie, że razem możemy sięgnąć gwiazd, bo on ma szerokie kontakty w Onecie i paru innych miejscach. Odmówiłem, jak zawsze i wszystkim, co wynika z mojej wrednej natury indywidualisty, ale teraz widzę jak na dłoni ilu nie odmówiło. Nie ma sensu szukać oryginalności, gdy sprawy się przedstawiają jasno. Odrywani od koryta z samego szczytu świecznika nie mogli sobie zrobić „Ruchu obywatelskiego”, bo wyszliby na większych błaznów niż są rzeczywiście. Potrzebowali do wszczęcia plastikowej rewolucji tak zwanych naturszczyków, jednocześnie musieliby to być ludzie łatwo sterowali, czyli tacy, na których haki znajdą się w wielu teczkach. O przebierańcu w spódnicy słyszała garstka, zresztą do dziś jego rozpoznawalność jest marna. Dokładnie tak samo było z Matką Kurką z dawnych lat, ale dziś to wystarczy za podest dla pani Holland, Kurskiego z Wyborczej i pozostałych Więckiewiczów. Prócz sztucznej rewolucji w obronie koryta, powstała sztuczna aksjologia „ruchu obywatelskiego”. Wszystko narodziło się w wielkim chaosie i zaskoczeniu, stąd też rewolucyjnym hasłem stał się „Trybunał Konstytucyjny”. O czymś takim, jak Trybunał Konstytucyjny przeciętny Polak słyszał dotąd od święta i teraz też nie ma bladego pojęcia, co to jest i z czym to się je.

Nigdzie nie świecie, żadne rewolucje nie walczą w imieniu instytucji, podobnego idiotyzmu, poza twardymi reżimami, nie spotkamy. Mimo wszystko w Polsce pod tak durnym szyldem udało się wyprowadzić na ulicę kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jakim cudem? Na pewno nie w obronie Trybunału Konstytucyjnego robione są te szopki. Sztuczna aksjologia, na siłę dodane „obrony” fundamentów demokracji i prawa, składają się na rozpaczliwą obronę koryta. W tej batalii o zachowanie wpływów niegdysiejszych wielkich, KOD robi za wynajęte mięso armatnie. Ktoś przygarnął te sieroty pałętające się po Internecie i pozwolił im zaistnieć w roli przywódców, cena żadna i korzyści też niepewne, ale coś trzeba było robić, żeby nie stracić resztek nadziei na zachowanie stanu posiadania. Na dłuższą metę sojusz zgranych z bankrutującymi nie ma większych szans powodzenia i umrze śmiercią naturalną, jak tylko skończą się środki i medialny zasięg. Innymi słowy KOD skończy się odrobinę później niż przypuszczałem.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(2 votes)

Jarek Kaczyński z Balcerowicza zrobił Renatę Beger, a z Laska „Joannę od krzyża”

$
0
0

W ostatnich dniach obserwuję polską politykę z dużym dystansem i bardzo pobieżnie, bo głowę mam zajętą sprawami… różnymi sprawami, które kiedyś zaowocują obiecanymi rozstrzygnięciami. Przy niedzieli miałem w końcu okazję odetchnąć i nadrobić zaległości. Już po pierwszej, bardzo wstępnej sesji, ubawiłem się do łez. Przejrzałem zdjęcia i filmiki z marszów KOD i takiej rozrywki dawno nie doświadczyłem. Proszę Polaków! Przyznajcie się, ale tak szczerze, bez wymądrzania się po fakcie, który Polak jeszcze pół roku temu byłby na tyle szalony, aby postawić stare pięć złotych z rybakiem na Balcerowicza skandującego w tłumie „Kaczyński musi odejść”. Wchodzę do Internetu i co widzę? Ano dokładnie pana Leszka palącego oponę, tego samego, który zawsze kpił z ulicznych manifestacji, a teraz robi nie przymierzając za Renatę Beger, bo świętej pamięci Lepper jednak miał więcej charyzmy. Idzie Balcerowicz po ulicy i domaga się, żeby wszystko wróciło do dawnej patologii. Gdyby mnie ktoś spytał kogo z polskich polityków nigdy nie zobaczymy na wiecu, bez wahania odpowiedziałbym, że Leszka Balcerowicza. I co się porobiło? Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy, beczkę soli zjesz z „liberałem” i marksisty nie poznasz. Bieda nie do takich żałości zmusza. Pamiętam doskonale zapewnienia ekspertów, że pan Leszek się dla nas Polaków poświęcił, rezygnując z szefostwa konającej Unii Wolności i przechodząc na skromną posadę prezesa NBP. Panie, on mógł być menadżerem w każdym zachodnim banku i brać ciężkie miliony dolarów na miesiąc, a poszedł za grosze do NBP, żeby Polskę ratować. Zaraz po tym, jak Balcerowicz zakończył swoją misję, zachodnie banki w ogonku się nie ustawiły i wieczny reformator, znany jeszcze z czasów Gierka, musiał się uciekać do ostateczności, jak każdy marksista.

Założył Balcerowicz fundację i za pieniądze polskiego oraz europejskiego podatnika, dalej opowiada, że przejadanie środków publicznych przez nierobów na emeryturze i urlopach macierzyńskich, grozi zwiększeniem inflacji. Jarek Kaczyński ma niesamowite właściwości cudotwórcze, a przecież towarzysz „liberał” to jeden z wielu „zawróconych”. Biednego aktora Kondrata, który z obawy przed utratą milionowego kontraktu w zachodnim banku, przerobił się na żula bez żadnej charakteryzacji, nie będę szczegółowo recenzował. Bardziej rozbawił mnie „Maciej od krzyża”. Wśród kilkuset zramolałych urzędników i ich żon paradujących w wypłowiałych lisach, znalazłem Macieja Laska. Tak, tego Macieja Laska, który drwił z „sekty smoleńskiej”, a teraz robi za oszołoma zakłócającego spokój demokratycznie wybranemu Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej. Uderzył mnie ten widok tak bardzo, że i demonstrująca Anna Komorowska, zmarnowana niczym salowa po nocce, nie była w stanie odwrócić mojej uwagi. Fantastyczny widok, niegdysiejszy pan doktor od katastrof balonów i motolotni, paraduje w charakterystycznej spiczastej czapce, by zapalić znicz upamiętniający „zamach”.

Jaki zamach? Oczywiście zamach na demokrację, ale to nie koniec kabaretu. Ten sam „Maciej od krzyża” i Andrzej Hadacz jednocześnie, stawia zarzuty obecnemu Prezydentowi, „sterowanemu”, na mocy spisku, przez Jarosława Kaczyńskiego, że Polska pod rządami PiS stała się dominium Putina. Proszę wybaczyć, ale będę musiał szybko kończyć. Najlepsze czasy pod względem kondycji fizycznej mam już za sobą, organizm zwalnia i zużywa się w każdym mięśniu. Widok Balcerowicza z podświadomym transparentem „Kaczyński musi odejść”, jeszcze zwieracze wytrzymały. Macieja Laska palącego znicze i krzyczącego o zamachu PiS inspirowanym przez Putina nie wytrzymałby zwieracz heteroseksualnego osiemnastolatka. Takich to ciekawych przygód intelektualnych i fizjologicznych dostarcza rechot historii i kaprys losu zwany KOD. Jest establishment obrobiony po kostki, jest zabawa, ale to się też nudzi. Proszę budzić dopiero wtedy, gdy Aleksander Kwaśniewski zaprotestuje przeciw obniżeniu akcyzy na wódkę albo Jadwiga Staniszkis zażąda alimentów od Jarosława Kaczyńskiego.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.288574
Average: 5.3(7 votes)

Upokorzona Unia wskoczyła na stół i zaczęła szukać słoika z demokracją

$
0
0

Wielu poczuło się zaskoczonych decyzją Rady Europy, która wbrew zapowiedziom targowiczan z PO, odmówiła debaty nad stanem demokracji w Polsce. Dla mnie ta decyzja jest naturalnym początkiem końca ustawiania Polski po kątach. Każdą wojnę, w tym psychologiczną, trzeba umieć prowadzić, żeby się nadmierną fantazją nie przerobić na mięso armatnie i to jedna zasada. Druga jest pozornie sprzeczna, ale w rzeczywistości doskonale koreluje z pierwszą. Otóż między zachowaniem zdrowego rozsądku i spokoju, a tchórzostwem istnieje przepaść nie do pokonania. Spokojnie i z głową, nie znaczy z podkulonym ogonem. Dlaczego PiS przetrwał pierwsze histerie i jeszcze wyszedł zwycięsko ze wszystkich zastawionych pułapek? Bardzo łatwo odpowiedzieć sobie na to pytanie, o ile zna się Jarosława Kaczyńskiego lub ma się własne doświadczenia. Za każdym razem gdy dostaję nowe pozwy z coraz to bardziej bzdurnymi żądaniami, w postaci wykasowania 180 artykułów i wypłaty zadośćuczynienia w kwocie łącznej pół miliona złotych, mam doskonały nastrój, bo wiem, że człowiek, który to wysyła walczy o życie i ze strachu popełnia coraz większe śmieszności. Moje doświadczenia w skromnym fragmencie łączą się z tym, czego od lat doświadcza Jarosław Kaczyński. Stary bezzębny kawaler, dziwak, faszysta, ciemnogród i tak dalej, to ten sam rodzaj publicznego linczu, którym błazen udający filantropa napędzał media o „Auschwitz” i „wariacie ze Złotoryi”. Identycznie przedstawiają się też procedury dyscyplinujące. Matkę Kurkę miały wykończyć prawomocne wyroki i zasądzone kwoty, tymczasem efekt jest dokładnie odwrotny, kolejne histerie przerażonego Jurka kończą się fangą w nos i płaczem, że „sądy sobie nie radzą z hejterami”. Zanoszenie żalów na Polskę do unijnych biurokratów, to wielokrotnie wzmocnienie tych samych resortowych metod, Europa miała Kaczyńskiego nauczyć rozumu, a to Kaczyński ośmieszył europejskich ćwierćinteligentów.

A takie były wielkie zapowiedzi! Zobaczycie, co Europa o was powie, zniszczy was i będziecie śmiesznymi moherami, będziecie hejterami demokracji. Kto ma drobnomieszczańską naturę nie poradziłby sobie z presją pajaca w czerwonych pantalonach, kto nie ma jaj na miarę męża stanu nie udźwignąłby samej perspektywy, że cały świat będzie się śmiał z „polskiego dyktatora”. Łączę prywatę z racją stanu nie dla łechtania ego, ale żeby kolejny raz uspokoić Rodaków, którzy nie tyle są tchórzliwi, co przerażani skalą agresywnej głupoty. Nic Polakom Unia nie zrobi, po pierwsze nie jest w stanie i nigdy nie była, po drugie to tylko i wyłącznie prostackie psychologizowanie. Dokładnie takie zabawy odbywały się w szkole podstawowej, gdzie dwóch kogucików krzyczało do siebie „chcesz się bić?” i tak przez całą przerwę i potem znów i znów, a do pojedynku nigdy nie dochodziło. Kaczyński doskonale wiedział, że popłynie fala rzygowin i gnojówy, miał tego pełną świadomość i na mój nos nawet czuje się zaskoczony, że to tak łagodnie przebiega. Nie przejęzyczyłem się, realnie i przytomnie patrząc na to, co się dzieje w Polsce i UE, nie widać żadnych wielkich presji, poza cyrkami ulicznymi i śmiesznymi procedurami biurokratycznymi. Obojętnie w jakim tempie PiS wziąłby się za reformy i czego one by dotyczyły, wszystkie te szopki i tak by się odbyły, bo to jest walka o utracone wpływy, głównie finansowe.

Kaczor zaplanował działania nie na zasadzie, a może się uda, czy jakoś to będzie, tylko z pełną precyzją i bojowym hasłem dla własnych szeregów: „Mogą nam skoczyć”. Początkowo wojna psychologiczna na drugim i trzecim szeregu robiła wrażenie, ale stąd też takie i nie inne wybory generałów: Macierewicz, Kamiński, Ziobro, Kurski. Bez względu na to, co się sądzi o tych panach, ich prasowe doniesienie, czy bełkot pijanego komisarza unijnego nie skrzywdzi – jaja sobie z takich robią. Kaczyński i jego ludzie są impregnowani i zahartowani, co musiało przynieść oczekiwany skutek. Po debacie w PE, Niemcy i PO wyszli dokładnie w takim samym stanie, jak Jerzy O. z sądu w Złotoryi. Podsumowując. Szanowni Polacy, wierzcie mnie doświadczonemu życiowo i tym bardziej Kaczyńskiemu, który przeszedł przez piekło, że wojna psychologiczna już jest wygrana. Polska pokazała, że skończyły się czasy namiestników berlińskich i moskiewskich, a nastały rządy Polaków dbających o Polskę. Nie ma się czego i kogo bać, pora odzyskać wiarę w siebie i robić swoje, co Kaczyński wraz ze swoim sztabem Polakom pokazał tak dosadnie, że i Europa, niczym „filantrop”, z braku argumentów wskoczyła na stół i zaczęła szukać słoika z demokracją.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Grzegorz Schetyna został syndykiem masy upadłościowej PO. Zabawny pogrzeb.

$
0
0

Nieważne co, ale coś robić trzeba robić i dokładnie tyle robi Grzegorz Schetyna. Cztery lata temu wybory na szefa PO z udziałem Schetyny i Tuska pewnie byłby wydarzeniem na miarę czołówek serwisów. Dziś widzieliśmy uroczystość kulinarną połączoną z pożegnaniem złudzeń. Nowy przewodniczący PO nie dostał nawet ochłapu, ale ogryziony ze wszystkich stron gnat, a cieszył się i zgrzewał do boju, jakby ośmiorniczki Porto popijał. Bardziej przekonująco brzmiała Madzia Ogórek, gdy zapewniała, że zrobi porządek na świecie i jak trzeba to do samego Putina zadzwoni. Poza spóźnioną satysfakcją dla samego Schetyny, wybory w PO to jedna wielka komedia, klasyczne jaja z pogrzebu. Nigdy, powtórzę, nigdy podobna operacja nie wskrzesiła partii i zawsze ostatecznie grzebała lidera. Poczynając od pierwszych formacji zasiadających w sejmie, takich jak KPN, przez AWS, UW, aż po SLD. Po kompromitacji w sprawowaniu rządów, nie powstał z martwych SLD, umarł AWS i w identycznych okolicznościach padła Unia Wolności. Wszystkie te formacje łączyło jedno – bezideowość przykrywana hasełkami, które pozwoliły dostać się do żłobu. Innymi słowy mamy do czynienia z partiami władzy, które padają jak muchy zaraz po tym, gdy władzę tracą. Nie jest żadną tajemnicą, jakim głębokim poważaniem darzę Platformę, ale tu nie chodzi o złośliwości, czy brak sympatii, tutaj rzeczywistość skrzeczy. Zabawkowa partia dostarczy na pięć minut odrobinę radości jej nowemu liderowi, który kończy mniej więcej tak jak towarzysz Miller. Wprawdzie Grzesiek nie ma biało-czerwonego krawata, ale za to jego hasła bojowe brzmią jeszcze głębszym grobowym echem.

Konkurs na syndyka masy upadłościowej ma takie „doniosłe” znaczenie, że nie chce mi się sprawdzać, czy przypadkiem Jarosław Gowin swego czasu nie dostał podobnej liczby głosów od Schetyny, ale on przynajmniej miał jaja i stanął przeciw Tuskowi. W tamtym czasie PO chwaliło się ponad 40 tysiącami członków. W obecnej stypie wzięło udział 8,5 z 17 zadeklarowanych, z tego 10% było przeciw jedynemu kandydatowi. Jakby nie liczyć, to Schetyna dostał poniżej 8 tysięcy głosów, co pokazuje kilka rzeczy naraz. Kupowanie legitymacji PO straciło jakikolwiek sens. Wiarę, że cokolwiek jeszcze może się w PO zmienić, zachowało 20% partyjnych szeregów, które wzięły udział w konkursie na strażnika trumny. Przyszłość Grzegorza Schetyny i partii PO wyśpiewał bard: „A czy przyroda kolebka myślała kiedyś dokładnie, po co jej wielkie mamuty? Ani wygląda to ładnie, A ani z nich skóra na buty”. Odcięto klice agregat z kasą podatnika, a bez tego klika nie jest w stanie przetrwać, dłużej niż kilka miesięcy. Nie bez powodu pan Grzesiek zaklina rzeczywistość i zapewnia swoich kolegów na głodzie, że nie ma mowy o terminowych wyborach, pogonimy PiS już za chwilę. Zaczęło się od słynnego „przecieku”, który opublikował brukowiec Lisa, gdzie była mowa o milionie demonstrantów na ulicy i Brukseli, która zrobi porządek z PiS. Na wiecu wyborczym Schetyna dodatkowo zapewniał, że wybory przedterminowe są więcej niż pewne. Aby tę żałosną mrzonkę uwiarygodnić, szanowni delegaci usłyszeli, że powstanie gabinet cieni.

Kto wie, może i by paru uwierzyło, ale wcześniej głos zabrała Ewka Kopacz i chyba nie muszę tłumaczyć, co się z salą stało. Nie ma tematu, coś takiego jak Platforma Obywatelska wśród żywych nie występuje. Legendarne wpływy Schetyny w strukturach partii skonały jeszcze wcześniej, gdzieś tak w połowie wojny z Tuskiem i ostatecznie zostały pogrzebane w we Wrocławiu, gdy Grzesiek przerżnął z Protasiewiczem. Dziecku nie da się sprzedać bajeczki, że wewnętrzne frakcje, które się wyrzynały bez litości, nagle zapałają do siebie miłością ponad podziałami. Jedyne, co Schetynie zostało, to zemsta, czym się w ramach pocieszenia może pobawić. PO to nie PiS zahartowane medialnymi nagonkami i teraz europejskimi pogróżkami. Tam jak jeden mąż i żona zawsze obowiązywał jeden temat: „Kiedy będzie kasa, ile na tym da się wyjąć”. Z czego teraz wyjmą? Ze składek martwych dusz? Do Nowoczesnej ustawiają się kolejki, na szpicy stoją przeciwnicy Schetyny, którzy wiedzą, że dla nich partyjna kariera się skończyła. Reszta przybocznych pana Grzesia będzie się pocieszać na kanapie i udawać, że prawdziwym sondażem są dopiero wybory. Życie jest przewrotne, PiS miał się skończyć 154 razy, tymczasem raz i na zawsze kończy się Platforma.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Gratuluję mecenasowi Hamburze postawienia Arabskiego przed sądem, ale…

$
0
0

Bardzo się cieszę, że mecenas Hambura i pozostali pełnomocnicy rodzin uzyskali w końcu namiastkę satysfakcji i krztę sprawiedliwości. Dziś sąd podjął decyzję, że nie będzie umorzenia procesu i tym sposobem na ławie oskarżonych zasiądzie zbój Arabski. Jak napisałem cieszę się bardzo, bo wiem, ile to zdrowia kosztuje, ale jednocześnie nie mam złudzeń, co się stało. Decyzja sądu nie ma nic wspólnego z prawidłowo funkcjonującym wymiarem sprawiedliwości, to jedynie stare jak świat „pod kogo się podpiąć”. Chciałbym, aby ktoś kiedyś policzył ile postępowań prokuratorskich i sądowych dowcipnisie w togach na starcie rozpatrują anegdotyczną metodą „naukową”. Nauczyciele opowiadają sobie branżowy żarcik, w jaki sposób sprawdzają prace uczniów. Rzuca się w górę plik kartek, te które spadną na podłogę dostają „pałę”, te na krześle 3 i 4 na chybił trafił, a te na stole 5. Gdybym nie był wielokrotnie przeczołgany przez wymiar sprawiedliwości, może uznałbym, że nie ma między anegdotą z pokoju nauczycielskiego i „wymiarem sprawiedliwości” żadnej analogii. Niestety widziałem to na własne oczy i doświadczyłem na własnej skórze i nikt mi nie powie, że w Polsce prowadzi się postępowania w oparciu o materiał dowodowy. Daleko nie muszę szukać, wystarczy sięgnąć po przykład z ostatnich dni. Sąd postanawia umorzyć postępowanie ponieważ nie jest w stanie ustalić, czy autorem wpisu na forum internetowym jest wskazany przez oskarżenie pan X. Ta decyzja sama w sobie jest kuriozum, bo po prostu nie ma czegoś takiego jak niemożność ustalenia kto w sieci publikuje, to są bajki dla ubogich, ale tutaj jest jeszcze weselej. Otóż ten pan X w innym postępowaniu sam przyznaje, gdzie i co publikuje.

Zabawne? Nie, dopiero puenta będzie zabawna. Oskarżenie podało w załącznikach i treści głównej sygnaturę akt i cytaty z akt, w których te fakty zostały przez samego oskarżonego potwierdzone. W ogóle sąd nie wziął dowodu pod uwagę, co więcej zwrócił się do operatorów internetowych o ustalenie właściciela IP. Po co? To bez sensu? Z procesowego punktu widzenia całkowicie bez sensu, ale to jest, moi naiwni obywatele, doskonała podkładka. Oczywiście operatorzy przysłali umowy przypisane do IP i po pierwsze na umowie figuruje ktoś inny, po drugie w domostwie jest wi-fi i powiedzmy 6 użytkowników. Teraz wystarczy sięgnąć po odpowiedni artykuł kodeksu i sprawa wylatuje w powietrze. Sądy i prokuratury postępują w ten sposób nagminnie i istnieją dwa niezależne powody tych prymitywnych, de facto przestępczych działań. Na miejscu pierwszym jest „co ja się będę wysilał”. Sędziego i prokuratora nie rozlicza nikt i nic. Teoretycznie panowie mają trochę narobione w papierach jeśli apelacja zbyt często wykazuje ich błędy, ale to tylko teoria. W rejonie wszyscy znają się jak łyse konie i Władek Ryśkowi krzywdy nie zrobi. Zatem jakieś 70% umorzeń, na moje oko rzecz jasna, to zwykłe „pier..ę nie robię”. 30% stanowią zlecenia. Masz Józek umorzyć. Ale jak, tu dowodowo jest nie do ruszenia? Ja mam ci tłumaczyć, jak to się robi? I tak się mają sprawy w „polskim wymiarze sprawiedliwości”.

Jeśli do sądu lub prokuratury z prywatną sprawą idzie zwykły Kowalski, to jego pozwy, akty oskarżenia i zawiadomienia prawie zawsze lądują na podłodze. Dopiero przy pozwach osobistości zaczyna się wielka pozoracja, której kierunek wyznaczają bieżące cele. Przy całym szacunku dla mecenasa Hambury i nie jest to zwyczajowa formuła, ale szczere słowa, Pan mecenas nie miał żadnego wpływu na decyzję sądu chociaż się starał, jak wielu ambitnych don Kichotów, doprowadzić do uczciwego postępowania. Nie ma nic gorszego na sali sądowej niż odmawianie głosu stronie procesowej, to zwyczajnie paraliżuje wszelkie możliwości wpływania na bieg postępowania, co jest świętym prawem stron. Jedynym ratunkiem w takiej sytuacji jest złożenie wniosek o wyłączenie sędziego, co mecenas Hambura uczynił. Naturalnie wniosek upadł w pięć sekund, bo musiał. Wiecie szanowni frajerzy, przepraszam, Obywatele, w jaki sposób rozpatrywane są takie wnioski? Opowiem na swoim przykładzie i uprzedzam, żeby odstawić napoje. Wniosek o wyłączenie sędziego, który jest jednocześnie szefem wydziału karnego, rozpatrują jego podwładni i tak się dzieje w każdym przypadku. Kumpel z biura i to jeszcze podległy szefowi ma podjąć decyzję, czy szef dał ciała na sali sądowej.

Powyższy opis zaawansowanej patologii stoi w sprzeczności z podjętą przez sąd decyzją w sprawie Arabskiego, bo ta była czysto polityczną i koniunkturalną decyzją. Panowie w togach najzwyczajniej w świecie poczuli bat nad głowami. Widzą, że się zmieniła polityczna atmosfera, a to oznacza, że sędzia Wojtek może w pięć minut stracić posadę prezesa sądu w okręgu warszawskim i trafić na rejon do Małkini. Nic innego niż obawa przed degradacją, nie spowodowały tej wymuszonej sprawiedliwości. Nie ma takiej siły, ani Pan mecenas Hambura, ani nikt inny, żeby wygrać z ustawionym sądem, czy prokuratorem, to sam sąd się ustawił do wiatru. W postępowaniu przeciw Arabskiemu i spółce materiał dowodowy trzeba było do sądu wózkiem widłowym wwozić, co oznacza, że nie mogło być mowy o umorzeniu postępowania i to z mocy prawa. Umorzyć takie postępowanie można jedynie wówczas, gdy nie ma ŻADNYCH DOWODÓW CHOĆBY NAJMNIEJSZYCH na popełnienie przestępstwa. W tej sprawie dowodów była fura i w jako tako zdrowym wymiarze sprawiedliwości nie potrzeba żadnej presji politycznej, aby podjąć oczywistą decyzję prawną, czyli wyznaczyć termin rozprawy głównej, celem przebadania dowodów. Patrzę na te prawne cuda z zupełnie innej perspektywy i powiem jedno. Całego tego syfu w sądach i w prokuraturze nie załatwi się jednostkową polityczną presją, ale szeregiem mądrych politycznych decyzji. Tak, politycznych i żadnych innych. Czy to się komuś podoba, czy nie, tylko takimi decyzjami można zbudować choćby w połowie normalne sądy i prokuratury. Pierwszą decyzja powinna brzmieć: „Wszyscy z PRL-u won, ale to już”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)

Filmik z Prezydentem – dęta prowokacja i kompletna ignorancja prawna

$
0
0

Poziom wiedzy prawnej wśród Polaków jest przygnębiający, co więcej taki sam poziom reprezentują media. Nie mam na myśli znajomości kodeksów, ale podstawowe terminy i tryby postępowań. Codziennie jakiś ignorant pisze w gazecie albo mówi w telewizji, że Kowalski pozwał Andrzeja N. za zniesławienie i teraz oskarżony stanie przed sądem. Pozwy dotyczą postępowań cywilnych, które nie mają nic wspólnego z oskarżonymi, prokuraturą i przestępstwami, czy nawet wykroczeniami. Albo pozwał albo oskarżony. To tylko jeden z bardziej rażących i irytujących przykładów, ale jest tego znacznie więcej. Ostatnia afera wokół działań prokuratury pokazuje jak łatwo ogłupić masy i wmówić im, że czynności prawne dotyczą sprawy, która w ogóle nie istnieje. Od kilku dni media trąbią o żałosnym filmiku zamieszczonym na YouTube. Prosty zabieg polegający na odtworzeniu klatek „od tyłu”, który rzekomo miał naruszać art. 135 kk, czyli znieważenie prezydenta. W tym miejscu warto wyjaśnić, że przestępstwo z art. 135 kk jest ścigane z urzędu, co nie znaczy, że obywatel nie może złożyć zawiadomienia i tak się właśnie stało. Jakiś nadgorliwy złożył zawiadomienie do prokuratury i myli się ten, kto sądzi, że prokuratura musiała wszcząć śledztwo, czy dochodzenie. Przeciwnie, w tak ewidentnej głupocie decyzja może być tylko jedna – odmowa wszczęcia postępowania, standardowa procedura, zresztą ulubiona przez prokuraturę. W przypadku umorzenia zawiadamiający nie ma możliwości złożenia zażalenia, ponieważ nie jest pokrzywdzonym. Słowem prokuratura maluczkim sprzedała bajeczkę, że nie miała wyjścia i musiała wparować do domu jakiegoś 17 latka.

Głupi widzi, że ten filmik to kompletna bzdura, prokuratura też to musiała widzieć, bo rozpaczliwie czepiła się tytułu: „Pijany Prezydent Andrzej Duda kradnie kwiaty spod pomnika Romana Dmowskiego! SZOK!”. Oczywiście te słowa mogłyby być znieważeniem i zniesławieniem, gdyby zostały wypowiedziane w innym kontekście. Tutaj nie ma mowy, aby ktoś o zdrowych zmysłach nie odczytał tytułu inaczej niż żart, kiepski, denny, ale żart. Sprawy znieważenia już nie ma, ale prokuratura dalej ciągnie prowokację, bo dostała kolejny pretekst. Otóż smarkaty autor „dzieła” w komentarzach internetowych rzucił groźby karalne pod adresem jegomościa, który złożył zawiadomienie w sprawie znieważenia Prezydenta. W takim przypadku mamy do czynienia z przestępstwem z art.190 kk, ściganym na wniosek pokrzywdzonego. Taki wniosek został złożony i powstała zupełnie inna sytuacja prawna. Teraz rzeczywiście prokuratura nie ma wyjścia, musi wszcząć postępowanie z bardzo prostego powodu, prokurator lub policjant ma obowiązek odebrać zeznania od pokrzywdzonego. Głównym celem tej procedury jest dość kuriozalna czynność prawna. Aby sprawa trafiła do sądu pokrzywdzony musi udowodnić, że rzeczywiście się przestraszył i realnie poczuł zagrożony. Mnie ta sztuka dwa razy się nie udała i mało komu się udaje, ale prokuratura wali w bębenek, pomimo tego, że podejrzany przyznał się, przeprosił i wyjaśnił, że nigdy nie chciał nikomu robić krzywdy.

Tak to wygląda od strony prawnej. W tej dętej prowokacji były prowadzone dwa postępowania, dużo poważniejsze jest oczywiście przestępstwo z art. 190 kk, bo znieważenia ze 135 kk w żadnym razie nie było. Tylko, że ten stan faktyczny znają prawnicy i paru zapaleńców, którzy się prawem interesują. Do publiki poszła chamska informacja – obraził Andrzeja Dudę i został rzucony na glebę o 6.00 rano. Bogu dziękować Patryk Jaki i Pan Zbyszek pięknie rozbroili tę minę, wyrwali kij i otłukli PO razem z jej niezależną prokuraturą. Niemniej podobne prowokacje zawsze odnoszą mniejszy lub większy skutek. Powstało wrażenie, że mamy do czynienia z drugim „Antykomorem”, co jest wyjątkowo podłym numerem, ale kogo ma ogłupić, to ogłupi. Nie mam żadnych zdolności pedagogicznych, jednak polecam z całego serca, by interesować się prawem, chociaż na podstawowym poziomie, co pozwala uniknąć wielu problemów i kompromitacji. Jeśli chodzi o finał „afery”, to daję głowę i dorzucam nerkę, że skończy się umorzeniem i to na etapie postępowania prokuratorskiego. Jedyny pożytek z tego taki, że już wiadomo, co zrobić z prokuraturą w Nowym Sączu – zaorać.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(7 votes)

20 baniek dla Rydzyka, czyli jak PiS śrutem pięty sobie przestrzelił

$
0
0

W tytule została zawarta skala zjawiska i problemu, który nie jest znaczący i w zasadzie nie pochyliłbym się nad tematem, gdyby nie prawo serii, bo takich potknięć PiS ma na swoim koncie spory katalog. Zacznijmy od podstaw. Istnienie katolickiej szkoły medialnej nie jest niczym nadzwyczajnym i tym bardziej jednostkowym. W świecie podobne przedsięwzięcia są normą, szkół katolickich i uczelni innych wyznań jest ogrom, co ciekawe bardzo często są to placówki wybitnie elitarne, gdzie uczą się dzieci osobistości. Nie ma zatem żadnego problemu z funkcjonowaniem szkoły w Toruniu, przeciwnie to objaw, że Polska normalnieje. Ważne, a właściwe fundamentalne w kontekście całej sprawy związanej z dotacjami jest to, że szkła dyrektora Tadeusza Rydzyka jest biznesem prywatnym. Niestety mało kto ten fakt kojarzy. Co to oznacza w praktyce? Ano tyle, że niczym nie różni się szkoła toruńska od szkoły marketingu imienia Ludwika Waryńskiego w Zielonej Górze. Za tym faktem idą następne. Nie sposób nie przyznać racji krytykom pomysłu, aby z budżetu państwa była finansowana prywatna szkoła. Jeśli taki precedens powstanie, pełne prawo do uzyskania dotacji w podobnym wymiarze będą miały wszelkie szkoły, na przykład liceum Świadków Jehowy, czy gimnazjum „dżender”. Pyskaty publicysta jak Matka Kurka może sobie pozwolić na napisanie dowolnej oceny, politycy podobnego komfortu nie mają i muszą myśleć nad doborem odpowiednich środków, żeby osiągnąć zamierzony cel. Moja ocena Rydzyka jest niezmienna, nie ufałem mu, nie ufam i nie zaufam. Bogu dziękować jego rola spadła do poziomu, który można zaakceptować. Przypomnę, że w 2005-2007 jednym z powodów, dla których PiS poległ były rozgrywki polityczne ojca dyrektora na linii: Lepper, Giertych, PiS.

Bardziej uważni obserwatorzy wiedzą też, że ani Lech Kaczyński, ani Jarosław Kaczyński przez Tadeusza Rydzyka nigdy nie byli lubiani, zresztą z wzajemnością. Przez pewien czas było tak, że prezes PiS nie miał wyjścia i poddawał się presji Rydzyka. Teraz relacje się zmieniły, to Radio Maryja bardziej potrzebuje PiS niż PiS Radia Maryja. Mimo wszystko byłoby politycznym szaleństwem ze strony PiS, gdyby porozumienie na zasadzie „wspólna sprawa” wpadło w fazę drgawek. Nie znam kuchni politycznej, ale domyślam się, że o te 20 baniek ojciec dyrektor zwyczajnie się upomniał i nie musiał tego robić osobiście. W PiS jest cała frakcja bardzo mocno związana z Radiem Maryja, nawiasem mówiąc jest tam kilka moich ulubionych posłanek, ale nie będę o nich wspominał, żeby nie rozdawać pocałunków śmierci. Dla dobra sprawy, a i też pożytku społecznego, bo jakby Rydzyka nie oceniać, to co zbudował jest doskonałym antidotum na lewackie paranoje, te 20 baniek na miejscu PiS w kierunku Torunia bym odpalił. I tak właśnie PiS zamierzał zrobić tylko, że głupszej i niepolitycznej metody wybrać nie mógł. Przez całe lata PO pompowała prywatne biznesy i to miliardami, ale te akcje były perfekcyjne od strony politycznej. Kasę dostawał TVN, GW, Sierakowski i całe grupy „gwiazdorów”, jak Materna, czy Tym, jednak wszystko szło odpowiednim kanałem i po cichu. Zamawiało się jakieś „reklamy społeczne”, czy artykuły sponsorowane i przede wszystkim dotacje z Unii.

Dokładnie tak samo trzeba było postąpić z Toruniem i jednocześnie odciąć prąd lewackim synekurom. Stało się zupełnie inaczej, bo PiS pomylił publicystykę z polityką. Zupełnie bez sensu PiS zatankował polityczne zbiorniki opozycji i swoim krytykom. Ta słabość ma niestety charakter ciągły. Mówi się, nie bez przyczyny, że PiS tego rodzaju skłonności ujawnia w sposób naturalny. Po co było trąbić o dotacji dla Rydzyka, przecież dziecko wiedziało, jak to się skończy i tutaj nie chodzi o słynne zdanie: „cokolwiek PiS zrobi i tak będzie histeria”. Nie, tego PiS nie musiał i nie powinien robić, na pewno nie w taki sposób. Jak napisałem na wstępie żaden to wielki problem, gorzej, że takie niepotrzebne wpadki to efekt pewnego schematu działania, który partia polityczna musi wyeliminować. Cała sztuka polega na tym, żeby politycznie rozstrzygać istotne kwestie, to znaczy zyskiwać w oczach Polaków, a nie głupio tracić. Jest jeszcze wyjście z tej sytuacji. Po pierwsze dogadać się z Rydzykiem, że kasa będzie, tylko cichym kanałem, po drugie wysłać oficjalny komunikat do narodu, że państwo nie może dotować prywatnych przedsięwzięć, nawet jeśli są wybitnie pożyteczne społecznie. Koniec tematu, śrut wyjąć, pięty rozmasować i do boju.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(6 votes)

Podróż po Polsce w ruinie upudrowanej aluminium i szkłem

$
0
0

Bardzo przepraszam i to od razu za dwie rzeczy. Nastrój mam tak podły, że mogę niepostrzeżenie zagryźć, a po drugie tytuł trochę daje grafomanią. Jedno nałożyło się na drugie i sam jestem ciekaw, co z tego wyjdzie. Pierwszy raz od dłuższego czasu wybrałem się w Polskę i to nie był wybór, ale przymus. W szczegóły nie wchodzę, bo jak napiszę, że usiłowałem kupić jakiś samochód, to każdy człowiek, który choć raz w życiu przeczytał pół książki i potrafi rozwiązać równanie z jedną niewiadomą, wie doskonale czym to pachnie i pewnie teraz wydaje się z siebie charakterystyczne sssss. Po wielu przygodach trafiłem do Wrocławia, trasą zwykłą, nie autostradą. Pierwsza dzielnica Wrocławia od tej strony nazywa się Leśnica i klimatem przypomina wczesne lata 90-te. Był tam kiedyś taki bazarek, jakich tysiące w Polsce było. Pewnego pięknego dnia „liberalne” władze stolicy Dolnego Śląska stwierdziły, że to fatalna wizytówka miasta i nakazały handlowcom się ucywilizować. Kupcy wspólnymi siłami postawili halę targową i nie wyglądało to źle, chociaż oczywiście tak piękne jak „Biedronka” nie było. Obok hali syfu co niemiara, ruina na ruinie, za i przed, ale do tego miasto już się nie czepiało. Na polskich bazarach doświadczona gospodyni do dziś kupuje produkty, które w hipermarketach są wykonane z plastiku. W moim mieście jest taka „działkowa babcia”, u której można jeszcze kupić prawdziwe malinowe pomidory. Pozostał z działek wspomnień czar, a hala w Leśnicy zamieniła się w opustoszałą ruderę. Dlaczego? Kupcy olali swoje źródło dochodu? Nie, kupcy walczyli jak lwy do końca, ale gdy obok powstał aluminiowy Lidl, który w przeciwieństwie do hali targowej nie płacił grosza podatku, polski biznes rodzinny zginał w mękach. Hala w ruinie, miasto zapomniało o estetyce, przed Lidlem sznury samochodów.

Dwukrotnie okradzeni i sponiewierani polscy handlowcy, wyrzucili swoje pieniądze, pracę i kawałek życia na wysypisko, obok niemiecka sieć rżnie na chłamie polskich klientów, w tym niegdysiejszych handlowców z hali targowej. Jadę dalej. W centrum Wrocławia 134 galerie, obwodnice, estakady, stadion, wszystko jak z obrazka, ale na parkingach 70% to zdezelowane rzęchy ściągnięte z Niemiec. Przed galeriami, po chodnikach drepczą dwa rodzaje przechodniów. Większość w tych samych jesionkach od trzech sezonów i butach z dermy marki CCC. Mniejszość wypindrzona na żurnale, faceci z obleśnymi brodami, panny zaczesane w lakierowaną kitkę. W środku galerii dziwne zjawisko, wśród klienteli o 11.30 w sobotę dominują… mamy z dziećmi. Socjologicznie wszystko układa się w jakiś koszmarek. Między ekskluzywnymi fasadami i markowymi cenami prosto z Europy, przechadzają się bezrobotni kupcy, w najlepszym razie obecni ochroniarze i kasjerki „zachodnich” centrów handlowych. Na monstrualnym stadionie kopią szmaciankę jacyś grajkowie, którzy zaraz spadną do II ligi. Życie rodzinne toczy się we współczesnych świątyniach konsumpcji, ale życiowe sprawy załatwia się z ogłoszenia – sprzedam tanio, jak nowe. Gdy się napatrzyłem na ten kontrast walący po oczach w pierwszym odruchu zapomniałem po co tu w ogóle jestem i zatęskniłem za lasem na wsi. Głupio było jednak wracać, bodaj nie zerkając na używane, jak nowe. Jadę i słyszę, że jakiś idiota z tyłu trąbi, nie mam pojęcia dlaczego, ale widać, że wychował się w sąsiedniej wsi. Dojeżdżam i z daleka stwierdzam, że to nowe z trzech kawałków poskładane i nawet „ofercie prywatnej” nie chciało się wszystkiego zapastować.

Wróciłem do domu i tak zwyczajnie, po ludzku, czuję się jak Michael Douglas w „Upadku”. Wziąłby solidnego drąga i napieprzał po tej zasranej rzeczywistości. Kurwa mać, mam 44 lata, wyższe wykształcenie, prowadzę rozpoznawalny i cytowany portal, jestem autorem książki i szlajam się po jakiś szrotach w poszukiwaniu wypierdzianego przez moich rówieśników z Niemiec i Francji złomów. Takich jak ja są miliony i z dużym prawdopodobieństwem trafią na pralkę z ekspozycji albo zużyte przez niemiecką salową auto kompaktowe i poczują się prawdziwymi Europejczykami, dopóki na pierwszym zakręcie koło nie odpadnie. Wytrzymam te wszystkie kontrasty i fasady, ale jak mi się który nawinie z hasłem „Polska nie w ruinie” to wywalę z laczka i poprawię z kopyta. To jest nasz wielki NARODOWY problem, że jesteśmy dziadami we własnym kraju, pomimo tego, że harujemy trzy razy więcej, uczymy się 5 razy lepiej, za to jesteśmy okradani 10 razy bardziej. Aluminiowe i szklane drapacze europejskich właścicieli, są kpiną z polskiej kolonii, to nic innego, jak pałace kolonizatorów. Polska nie będzie w ruinie, gdy w dzielnicy Wrocław Leśnica po Lidlu zostanie szkielet, a przed sklepem polskiego kupca zaparkuje polski klient samochodem z salonu, którego, po przejechaniu 150 tys., kupi od Polaka oszczędny Niemiec.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.84769
Average: 5.8(13 votes)

Sałatka Pawłowicz odpowiada echem w czaszce Pihowicz

$
0
0

Chyba nie ma dnia bez zwracania uwagi na dysproporcje w ocenianiu uczestników polskiego życia publicznego i nadal nic się nie zmienia. Polowanie na „dzielenie Polaków” przeplata się z odpuszczaniem największym blamażom „nowoczesnych”. Śledzę Internet i media niemal non stop, ale nawet do mnie kompromitacja Petru, który coś tam bredził o jakimś „Rubikoniu” dotarła z dużym poślizgiem. Humor żywcem wyjęty z zeszytów szkolnych i żadnego felietonu, na wzór Polskich Kronik Filmowych, w TVN, czy innym przekaźnikach. Cisza jak po śmierci organisty, zero szyderstwa i tematu numer jeden przez tydzień. Mało tego, Rysiek nadal wychodzi przed kamery i mówi o konieczności czytania książek, opowiada o ekonomii, filozofii i potrzebie nowoczesności. Dla odmiany ekscentryczna prawicowa posłanka Pawłowicz, nie schodzi ze „śmiesznych” nagłówków, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć, by chociaż raz skompromitowała się brakiem wiedzy, czy inną ignorancją. Dostaje się mojej ulubionej Krysi za pierdoły, nie mające żadnego znaczenia, dość wspomnieć słynną sałatkę. Gdyby mi na torturach zaproponowano ulgę w dwóch wariantach: nakręcimy filmik jak jesz sałatkę albo powiesz, że Cezar cokolwiek przekroczył na Rubikoniu, natychmiast poprosiłbym o sałatkę. W moderowanej, a właściwie cenzurowanej rzeczywistości z każdego idioty da się zrobić filozofa i z każdego mędrca psychopatę. Kluczem do sukcesu jest przynależność do właściwej kasty. Proponuję mały eksperyment i zabawę w „zgadnij, co ich łączy?”. Wymieniam bohaterów zagadki: Czesław Kiszczak, Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski, Jakub Wojewódzki, Jerzy Owsiak.

Ułożyłem ten bohaterski ciąg hierarchicznie i bardziej niecierpliwym podpowiem, że nie chodzi o komunizm, czy zaangażowanie w bezpiekę. Rozwiązaniem zagadki jest wykształcenie. Kiszczak skończył zaledwie podstawówkę, Wałęsa przyzakładową zawodówkę, reszta zakończyła edukację na maturze, a ostatni sam przyznaje, że musiał dać łapówkę, aby pani z matematyki napisała mu pracę egzaminacyjną. Wyżej wymienieni występują w roli edukatorów i to te nieuki tłumaczą Polakom co jest mądre, co głupie, co jest europejskie, a co nazywa się zaściankiem. Nie ma tematu i społecznego problemu, z którym Wałęsa z Wojewódzkim, czy też Owsiak z Kwaśniewskim by sobie nie poradzili. Uchodzą za nieomylnych i głoszących prawdy objawione, ale jakoś panie z matematyki, języka polskiego, chemii, biologii i nawet WF-u na wybitnych mędrcach się nie poznały. Gdzie oni mają umieszczony zaworek geniuszu? Wszak taki najlepiej wiedzący powinien pracę klasową z „Lalki” napisać z przysłowiowym palcem w dupie. Tymczasem nie byli w stanie naskrobać rozprawki o tym, gdzie kończy się romantyzm i zaczyna pozytywizm. Nie potrafi jeden z drugim odróżnić elektronu od protonu, koralowce nazywa roślinami i delfina rybą. W przypływie intelektualnej marności ten, czy ów bierze się za historię i dopiero wtedy zaczynają się prawdziwe jaja.

Polacy pod Cedynią przywiązują do machin oblężniczych głogowskie dzieci uprowadzone przez germańskie plemię. Rubikoń forsuje Sekwanę, Powstanie Warszawskie zaczyna się w 1989 roku i kończy przewrotem majowym w 1935. Przyznam się, że nie uczyłem się w ogóle i z tego powodu jechałem na trójach w LO, miałem 1000 lepszych pomysłów na życie, niż powtarzanie formułek, ale to wszystko, co spisałem powyżej pochodzi z głowy, nie z Wikipedii. Wiedza żałosna, jeśli ją odnieść do dawnego poziomu edukacji. Pewnie moje nauczycielki z politowaniem pokiwałby głową i powtórzyły: „Oj Piotruś, Piotruś, a ty jak zawsze zdolny, ale leniwy” i nie broniłbym się przed tą słuszną diagnozą. Pytam tylko naiwnie, co taka posłanka Pihowicz może napyskować posłance Pawłowicz? Intelektualnie te Panie dzieli rów mariański, a medialnie z gruntownie wykształconej Krysi robi się idiotkę, by z głupiutkiej gąski Pihowicz uczynić Safonę. Ktoś w tej nowej Polskiej Telewizji chyba powinien się zreflektować i zacząć pokazywać pustkę „nowoczesnych mędrców”. Zadanie jest naprawdę proste wystarczy przyłożyć kierunkowy mikrofon do czaszki i nagrać echo.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(13 votes)

Dopóki z cokołu nie spadnie chociaż jeden fałszywy autorytet, nie będzie żadnej zmiany

$
0
0

Każda rewolucja, a bez wątpienia polityczne ambicje PiS nie tylko się ocierają o rewolucję, ale są rewolucją, musi dokonać symbolicznej zamiany. Nie potrafię słowami wyrazić jak bardzo cieszy mnie pogonienie najgorszego sortu i elementu, niemniej ciągle brakuje takiego akcentu, który jednoznacznie pokaże, że stare poszło precz. W 1989 roku rewolucją nazwano wielki kant, bo jakaż to nagła odmiana, skoro bandyta Jaruzelski został jeszcze większym bohaterem niż był w czasach komunistycznego reżimu? W latach 2005-2007 do rewolucji nie doszło, skończyło się na paru wystrzałach i wszystko wróciło do dawnej patologii. Dziś jest zdecydowanie lepiej i przez te trzy miesiące dokonano więcej niż przez 25 lat, ale w sferze symboli, co jest nieodzowne dla każdej przemiany społecznej, nadal tkwimy prawie w1989 roku. Sytuacja, w której zwycięzcy muszą się nieustannie tłumaczyć przegranym z czynów popełnionych i nie popełnionych, nie świadczy najlepiej o sile rewolucji. W dawnych czasach przywódcy rewolucji wywlekliby na środek rynku kilku dawnych możnowładców i poleciałby łby do kosza ustawionego pod gilotyną. Współcześnie takich osobników, którzy się skompromitowali i wylecieli poza nawias, winno się puścić z torbami i odebrać im wszelkie moce sprawcze. Czy chociaż jeden został odpowiednio potraktowany, jak na standardy rewolucyjne przystało? Nikogo takiego nie widzę, co gorsze widzę coś zupełnie przeciwnego. Niejaki Komorowski, który teraz powinien trząść portkami i modlić się o wyrok w zawieszeniu, biega po telewizjach i umoralnia. Hochsztapler oszukujący dzieci i dorosłych, trzyma „reżim PiS” za twarz i inne części ciała, kpi sobie w żywe oczy i przywiązuje kolejne dzieci do PR-owskich machin oblężniczych.

Wprawdzie z TVP wyleciało z hukiem wielu kłamców, wyrobników i politycznych najemników, ale oni nadal bywają w warszawskich salonach i zdobywają poklask gawiedzi. W całym tym rzekomym zamordyzmie nowej władzy dzieje się tak, że nie zatarły się granice między „oszołomami” i „elitami”. Podam prosty i obrazowy przykład. Gdy Ewa Stankiewicz pokazała swój genialny film „Trzech kumpli”, natychmiast została gwiazdą i w tej samej sekundzie przerobiono ją na wariatkę, bo się sprzeciwiła władzy i zgniliźnie życia publicznego w Polsce. Czy taki sam los dotknął choćby Tomasza Lisa? Największą „krzywdę” jaką mu wyrządzono, to laur „Hiena roku”, ale poza tym to nadal fantastyczny dziennikarz, w dodatku skrzywdzony przez „faszystów”. Oczywiście nie próbuję w tych kilkunastu zdaniach nakłaniać kogokolwiek do podjęcia krwawych działań i wprowadzenia rzeczywistego zamordyzmu, ale proszę mnie nie przekonywać, że nastąpiła radykalna zmiana w podziale sił. Nic się niestety nie zmieniło, ciągle widzę zagonionych do narożnika zwycięzców i okładających na oślep przegranych. Dochodzi do tak nieprawdopodobnych zdarzeń, że były minister PO, który zlecił akcję „Widelec”, złożoną z takich atrakcji jak okładanie kluczami po jądrach, czy siadanie gołym zadkiem na policyjną pałkę, grzmi z trybuny sejmowej o inwigilacji. Parę godzin temu został uznany za niewinnego Piotr Staruchowicz vel „Staruch”. Przesiedział wiele miesięcy za czyny, których nie popełnił.

Czy z tych dwóch rażących przykładów naruszenia „standardów demokracji” powstało chociaż pół mitu na miarę „Basi Blidy”, która chciała odegrać komedię, ale skończyła tragicznie? Jest koniecznością i to pilną, żeby przynajmniej jednego gwiazdora RP III obnażyć jak nagiego cesarza i tak jak w bajce dzieci muszą to palcem pokazać. Zwycięstwo w takiej dziedzinie jak rewolucja społeczna ma sens wyłącznie wówczas, gdy z cokołów lecą niegdysiejsi nietykalni. Ani przed, ani w trakcie, ani po przejęciu władzy, PiS nie dorobił się też własnych „świętych”. Jeśli się mylę, to proszę mi wskazać takie klasyczne nazwiska kneble, jak Bartoszewski i jego wzruszająca historia życia? Mazowiecki, „pierwszy premier”, cudowny, fantastyczny demokrata. Wybitny i niepodważalny w jednym przecinku profesor Geremek? Legenda „Solidarności” towarzysz Bolek, a ostatnio łamistrajk i żona zomowca Krzywonos. Nowa rewolucja nie przejechała buldożerem po starych monumentach i nie zbudowała własnych. Proszę się też nie pocieszać, że przecież mamy genialne postaci, choćby rotmistrz Pilecki. Mamy, ale póki co trudniej w Polsce zburzyć pomnik bolszewickich gwałcicieli i postawić cokół dla Rotmistrza, niż wyszorować za pieniądze Polaków „Czterech Śpiących”. Gdy się robi rewolucję, to ją najzwyczajniej w świecie musi być widać, słychać i czuć, póki co, gębę drze i swoich bożków pod niebiosa wynosi jedynie kontrrewolucja.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.335002
Average: 5.3(12 votes)

Program 500+ to świętokradztwo i początek końca bożków „liberalizmu”

$
0
0

Niczego nie trzeba sprawdzać i nie ma potrzeby pocić się nad analizami, bo w ciemno wiadomo, że śmieszne 20 miliardów przez ostatnie osiem lat szło na zwykłe złodziejstwo. Jednak, żeby tak całkiem nie opierać się na przekonaniach, wystarczy podać jedną, jedyną liczbę. 600 miliardów! O ponad pół biliona złotych za czasów kadencji POPSL wzrósł dług publiczny i jest to kwota więcej niż podwojona w stosunku do tego, co było przed rządami tej kliki. Dzieląc 600 miliardów przez 8 wychodzi nam 75 miliardów rocznie, które nigdy do budżetu nie wrócą, wręcz przeciwnie, obciążają budżet ratami i odsetkami. Znając tylko tę wartość człowiek myślący o resztę nie pyta, no ale w RPIII to głupi lub udający wariata mają najwięcej do powiedzenia i gadają bez zahamowań. Przeczytałem takie zdanie, które idealnie oddaje obłęd nagromadzony wokół programu 500+. Zdanie brzmi następująco: „W mediach taka histeria, jakby ludziom zabierali, a nie dawali 500 złotych”. Rzeczywiście dokładnie tak to wygląda. Jeszcze niedawno za bełkot numer jeden robiła Grecja. Będzie w Polsce druga Grecja, jeśli socjaliści z PiS uruchomią „rozdawnictwo” na taka skalę. Wszystko miało się zwalić na łeb no i przede wszystkim tych pieniędzy PiS miał za Boga nie znaleźć. Znalazła się kasa, program zaklepany i ruszyła lawina „eksperckiego” obrzucania łajnem wszystkiego, co w tym programie jest i czego tam nie ma. Szczególnie aktywne są kanały biznesowe, te same, które codziennie zgadują dlaczego frank jest po 3,95 i giełda poszła w dół. Tydzień temu frank z powodu PiS był po 4,09, ale dziś w wyniku gry na rynku japońskim jest po 3,95. Nie inaczej dzieje się z 500+, nagle okazało się, że pieniądze to żaden problem, one są, tylko PiS nie umie sprawiedliwie podzielić.

Dostaną biedni i bogaci – tak brzmi pierwszy zarzut. W odpowiedzi rozsądny Morawiecki wyjaśnia, że bogaci wcale nie muszą się martwić, bo po pierwsze to nie będzie świadczenie przymusowe, po drugie aby je dostać należy złożyć wniosek. Nie pomogło, jest niesprawiedliwie i koniec, poza tym PiS dzieli Polaków, ponieważ niby daje, ale jednocześnie szantażuje, żeby bogaci nie brali. Na 3 miliony beneficjentów, znaleziono 4 przypadki szczególne. Na przykład rozwiedziona matka w ciąży, przechodząca przez przejście dla pieszych została potrącona przez Adama Michnika. I tak, wniosek złożyła, gdy była w ciąży i miała pracę, obecnie jest na chorobowym, ale dostała 20 tysięcy odszkodowania i jej dochód wzrósł. Co teraz Szanowna Redakcjo Gazety Wyborczej? Jak żyć? Czy PiS mnie oszukał? Wcale, ale to ani troszeczkę nie przesadzam. Ba! Jeszcze większe idiotyzmy są forsowane wokół pierwszego w Polsce poważnego programu socjalnego, chociaż takie programy funkcjonują w normalnych krajach od lat. Skąd ten obłęd w oczach i zażarta walka do krwi ostatniej? Powodów jest tysiąc, ale jeden szczególnie ważny. Precedens na miarę świętokradztwa! Szanowni Rodacy, od 25 lat złodzieje i ich wynajęci „ekonomiści” wbijają ciemnemu ludowi do głowy, że każda podwyżka renty o 25 złotych albo pensji nauczycielki o 4,50 rozwali gospodarkę od środka. Jednocześnie coroczne złodziejstwa na przetargach i grube numery typu „Powszechne Świadectwa Udziałowe”, czy OFE, nijak nie wpłynęły na gospodarkę i wykres słupkowy PKB. Tak samo działo się w przypadku budowy ekranów dźwiękochłonnych, przy których przypadkowo powstały „przejezdne” autostrady.

Świętokradztwo polega na tym, że pierwszy raz od ćwierćwiecza to 3 miliony zwykłych Polaków dostanie 20 miliardów, które od lat trafiały do 10 czołowych złodziei RPIII. Jeśli się okaże, a tak się stanie na pewno, że od tych 20 miliardów nie tylko budżet się nie zawali, ale rynek dostanie nowy impuls, to cała religia Balcerowicza i pozostałych szamanów padnie na twarz z wielkim hukiem. Gdy ludzie zobaczą, że można dzielić pieniądze mądrze, uczciwie i z pożytkiem dla polskich rodzin, a przy tym buduje się nie druga Grecja, tylko druga Irlandia, to nie chciałbym być na miejscu złodziei i ich [politycznych wyrobników zwanych „liberałami”. Takiego precedensu dotychczasowa kilka boi się bardziej niż diabeł święconej wody. Ci szamani niczym kapłani egipscy z terminów zacienienia słońca zrobili narzędzie ogłupiania i straszenia narodu. Teraz każdy Polak dostanie zadymione szkiełko i instrukcję obsługi, wyjaśniającą, że żaden bożek liberalizmu gromami z jasnego nieba nie ciska, ale działa niezawodna matematyka. Przyjmując najbardziej głupawe założenie, że nagle rodzice przepiją całe 20 miliardów albo kupią sobie plazmę na raty, to i tak ta kasa zamiast na konta w Antylach Holenderskich trafi na rynek, skąd zostaną ściągnięte podatki i podniesie się to legendarne PKB. Walka toczy się nie o 20 miliardów, które są kwotą śmieszną w skali dotychczasowego złodziejstwa, walka toczy się o religię i życie wieczne bożków „liberalizmu”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.868
Average: 5.9(15 votes)

Pęka nadęta Nowoczesna kicha…

$
0
0

Będzie o sondażach, ale bez sondaży, przynajmniej w takiej wersji, jaką katują nas media i analitycy. Tak zwane pracownie albo jak kto woli ośrodki badawcze, działają tylko i wyłącznie według jednej zasady – klient nasz pan. Cała branża jest tak skompromitowana, że gdyby nawet w końcu ktoś chciał zacząć uczciwie zarabiać na życie, to umarłby z głodu. Interes sam w sobie należy do złotych, bo cena zamówionej kabały sięga dziesiątków tysięcy dukatów, a metodologii i weryfikacji żaden klient nigdy nie pozna. Mówiąc krótko i na temat, każda taka firma może sobie w zasadzie odpuścić rytualne dzwonienie do ankietowanych i przedstawić wyniki sondażu metodą chybił trafił. Swoją drogą byłoby to bardziej uczciwe i prawdopodobnie bardziej trafione. Jednak z ostrożności procesowej telefony rzeczywiście się rozdzwaniają i mogę ten fakt potwierdzić własnym doświadczeniem. Byłem przepytany na okoliczność wyborów prezydenckich, o ile mnie pamięć nie zawodzi. Gdzieś na portalu kontrowersje.net jest szczegółowa relacja z tego osobliwego doświadczenia, ale muszę zawieść wszystkich, którzy sądzą, że na etapie badania dochodzi do manipulacji. Nic podobnego, zresztą byłoby to całkowicie bez sensu, przecież doskonałe oszustwo polega na tym, że oszukiwanemu mówi się jak najwięcej prawdy, by w kluczowym momencie sprzedać blagę. Firmom zależy, aby rozmowa z ankietowanym przebiegała profesjonalnie i wiarygodnie i taka rzeczywiście jest. Inne przypuszczenie, że zebrane wyniki są na chama wycinane i klejone, też nie mieści się w kategorii prawdy absolutnej. Skoro już ktoś wydał pieniądze i poświęcił czas, to nie będzie sam siebie oszukiwał. Jestem więcej niż przekonany, że szefostwo takiego TNS prócz zarabiania kasy, bardzo chce poznać rzeczywiste nastroje społeczne i preferencje wyborcze, zatem w założeniu starają się zebrać prawdziwe informacje. Takie informacje są bezcenne, ale oczywiście nie sprzedaje się ich byle komu.

Na czym w takim razie polega zamówienie i wciskanie ciemnoty? Wyobrażam sobie to w bardzo prosty sposób. Klient zamawia sondaż i chce się czuć pocieszony, także wynik jeszcze przed zamówieniem musi być w jakimś stopniu satysfakcjonujący, w przeciwnym razie klient się spłoszy. Drugi ważny etap, czyli dostarczanie i prezentowanie wyników zelży bezpośrednio od zamawiającego. Przez ostanie osiem lat PO miała do dyspozycji pełen pakiet sondażowy, na który składają się dwie podstawowe dane. Po pierwsze Tusk miał na biurku uczciwy i prawdopodobny wynik wyborów. Po drugie zadawano mu pytanie, jak ten wynik ma być pokazany ludziom. Na tym ostatnim poziomie wybiera się odpowiedni klucz, na przykład raz się pododaje wyniki ze wszystkich telefonów, innym razem tylko zdecydowani na 100% składają się na wynik. CBOS wprowadził też pionierską metodę symulacji komputerowej, co oznacza, że praktycznie każdy plik wsadowy można przerobić na cuda wianki. I tak to mniej więcej wygląda, jak mówią fachowcy w warsztatach: „zero siły, leciutko młoteczkiem”. No dobrze, wystarczy tych opisów przyrody, czas na zapowiedziany konkret.

Było więcej niż pewne, że Rysiek Petru skończy tak, jak kończy. Nie da się lecieć na bezczelnego nawet w takiej dyscyplinie jak sondaże. Partia bankierów, korporacji i administracji, w żadnym kraju nie ma szansy istnieć powyżej 5%. W naszej kalekiej rzeczywistości usiłowano wcisnąć wyborcom, że zbieranina nowoczesna sięga 30% poparcia. Rysiek trochę kasy miał na te wygłupy, bo wiadomo kto go finansuje, ale granie sondażami na dłuższą metę w jego przypadku było samobójstwem. PO przy władzy miało nieograniczone środki i jako taką wiarygodność i chociaż wiem, że to brzmi niedorzecznie, mam na myśli kolejne wygrywane wybory z PiS. Co uwiarygodnia Nowoczesną? Wynik wyborczy miała na poziomie Zjednoczonej Lewicy 7,5%, to z czego te 30% i fotel lidera miałby się wziąć? Z darcia japy, że banki stracą, gdy Polacy dostana kasę na dzieci? Pozostaje ględzenie, że umiera demokracja i wkracza zamordyzm, co się ma nijak do rzeczywistości.

Ludzie pyskują do PiS i poniewierają Jarosława Kaczyńskiego do woli i ponad wszelką miarę, ale nikomu włos z głowy nie spada. W Internecie wszystkie strony chodzą, w mediach te same gęby, no to jeszcze raz spytam, skąd te 30% dla ćwierćinteligenta, który wjechał na białym Rubikoniu do polskiej polityki? Chciałoby się odpowiedzieć wulgarnie, że z …, ale powiem inaczej, zachowując bliskość fizjologiczną. Pęka nadęta kicha Nowoczesnej i tak się musiało stać. Na rynku jest sporo klientów i to poważniejszych od Ryśka. Ostatni TNS pokazuje w miarę rozsądne wyniki: 37% PiS, 17% PO, 13% Nowoczesna, 10% Kukiz. Te dane można zasłonić nowym kabaretem z IBRIS, ale Rysiek musi wiedzieć, że jego walka z sondażami skończy się identycznie, jak walka banków narodowych ze spekulantami walutowymi. Jeśli Ryśkowi odetną sondaże, to co mu zostanie? Skończę w tym miejscu, bo musiałbym napisać, co się roznosi w powietrzu, gdy pęka kicha, a mamy porę kolacji. Zeszło powietrze z Paliko…, przepraszam Petru, ta śmieszna poczwarka WSI dokona żywota szybciej niż się narodziła. Mecenasi na pewno już to widzą i myślą nad nowym potworkiem.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Przeproś Jerzego O. za samolot i pier…l się, bo będziesz miał w d..ę, jak w Auschwitz

$
0
0

Jako weteran sal sądowych widziałem już tyle rzeczy, że dzisiejszy nieprawomocny wyrok szczerze mnie zaskoczył. Byłem przekonany, że Jerzy O. za pozew otrzyma od sądu 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia i przeprosiny w New York Times. Z kolei Matka Kurka za bezczelność w postaci pozwu wzajemnego dostanie 134 dni prac społecznych z zamianą na areszt. Stało się inaczej, Jerzy O. dostał od sądu 600 złotych i przeprosiny… w Gazecie Polskiej oraz Gazecie Wyborczej. Za co? Matka Kurka napisał, że Jerzy O. olewa wszelkie pytania na temat finansowania WOŚP, narusza ustawę o informacji publicznej i dopóki będzie to robił, zasadne jest pytanie, co się stało z biletami wrzuconymi do puszki. Ten artykuł znajduje się tutaj i jest w nim wyraźnie powiedziane:

Treść tego dokumentu można interpretować również i tak, że to Złoty Melon przekazał bilety na licytację, ale wtedy mielibyśmy do czynienia z innym oszustwem, czyli przywłaszczeniem, bo sama WOŚP pisze jak było http://www.wosp.org.pl/fundacja/aktualnosci/dreamliner_najnowoczesniejszy_orkiestrolot_swiata Czas najwyższy, żeby Owsiak przestał kłamać w dokumentacji i pokazywał spójne informacje, do tego momentu każdy ma prawo do interpretacji i pytań, co jest faktem?

Sąd w trakcie postępowania twierdził, że napisałem: „Jerzy O. jest złodziejem i ukradł bilety”, a w wyroku był już dyplomatyczny i nakazał przeprosić Jerzego O., za to, że Matka Kurka kategorycznie stwierdził, jakoby Jerzy O. wziął sobie bilety i poleciał do USA.

Szczegóły całej tej biletowej „afery”, w której przepuszczono operacje księgowe przez „Złotego Melona”, dzięki czemu WOŚP mogła potrójnie zaksięgować kwotę z aukcji, darowizny i zbiórki publicznej, opisuję tutaj. Sąd za te twierdzenia nie kazał już przepraszać, a sam Jerzy O. oświadczył, że on nie wie dlaczego trzy razy zaksięgowano wartość biletów w „rekordzie”, bo tym się zajmuje jakiś Malinowski, czy ktoś taki od Allegro. Jeśli chodzi o pozew wzajemny, to Sąd oddalił: „pierdol się”, „będziesz miał w dupę”, porównania do zapachu komór Auschwitz, zbrodni stalinowskiej, zbrodni katyńskiej i komunistycznej, ponieważ… w ocenie Sądu to w żaden sposób nie narusza dóbr osobistych Matki Kurki. Pani sędzia z rozbrajającą szczerością przyznała też, że ona na tych wszystkich komputerach i „fejsbukach” się nie zna, ale w jej ocenie skoro Matka Kurka pisał na portalu kontrowersje.net, to na pewno przeczytali to gdzieś na wyborczej.pl i gazetapolska.pl i tam trzeba zamieścić przeprosiny. Nie wiedzieć dlaczego Newsweek, onet.pl i parę innych zostało przez Panią sędzię pominięte, po prostu z 7 portali wymienionych przez pełnomocnika, wybrała te dwa. Z dużym rozbawieniem przysłuchiwałem się jak sąd pokazuje dobre serduszko. Otóż Pani sędzia oświadczyła, że Matka Kurka w żadnym razie nie chciał się dorobić na Jerzym O., do tego jest biedny i ma rodzinę, dlatego nie można go karać finansowo. Łączne koszty procesu sąd określił tylko na 1300 złotych (jakieś 1700 kosztował mnie pozew), co jest wystarczającą uciążliwością dla pozwanego. Przeprosiny u Czerskich zamieszczone na 14 dni Sąd zapewne potraktował jak ogłoszenie na słupie, chociaż dziecko wie, że Czerska za takie „usługi” krzyczy po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

I to w zasadzie wszystko, jeśli chodzi relację z sądu, bo co mogę więcej dodać? Napisałbym, że Jerzy O. śmierdzi Auschwitz, a Fundacja WOŚP reprezentuje standardy stalinowskie i całe towarzystwo niech się pie..i, bo będzie miało w du..ę, to byłbym dzisiaj właścicielem fury za 250 tysięcy w podstawowym wyposażeniu. Ale mnie się zachciało pytać, jak rozliczane są pieniądze publiczne i donatorów, no to będę zbierał do puszki na ośmiorniczki i Porto dla Czerskiej. Człowiek, który nigdy nie był w sądzie postawiłby milion, że „król żebraków” będzie uniewinniony, a za „pierdo..l się, ty standardzie z Auschwitz”, będzie ostry wyrok. Sądy RPIII nie takie wyroki wydawały i w związku z tym mam na koniec dwa krótkie oświadczenia. Z sądami w takiej postaci żaden normalny człowiek nie ma szans wygrać, może co najwyżej wylosować raz na 10 razy uczciwego, logicznego sędziego i mnie raz się w Złotoryi udało. Jeśli ktoś, kto ma narzędzia w końcu nie zrobi z tym porządku, co zresztą było zapowiadane, to można sobie klepać w klawiaturę do… końca świata i jeden dzień dłużej. Z Jerzym O. da się wygrać pomimo sądów i żaden wyrok mnie nie zatrzyma. Trawę żarł będę i popijał wodą z kałuży, ale doprowadzę do takiego stanu, w którym wszystkie kreatywne faktury na linii Fundacja WOŚP Złoty Melon, firmy prywatne Owsiaków wyjdą na jaw.

PS Długo się zastanawiałem, dlaczego Jerzy O., po wyroku był taki smutny, wręcz przygnębiony. Gdy już wracałem do domu przypomniałem sobie, że proces kosztował go 10 000 tysięcy wpisowego, a dostał 600 złotych. Mecenas w trampkach zapewne skasował niewiele mniej, ale dostanie 300 zł. Jerzy O., pieniądze to nie wszystko, uśmiechnij się, tyle dzieci dzięki tobie żyje... za nasze pieniądze.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(11 votes)

Wreszcie komisja! Jeden Chris Cieszewski jest wart milion Lasków

$
0
0

W pierwszych słowach mego felietonu, najmocniej przepraszam za ostatnie dwa dni, ale też wyjaśniam, że powodem absencji była tylko i wyłącznie motoryzacja i zajęcia domowe, które mnie całkowicie pochłonęły. Przepraszam raz jeszcze i od razu przechodzę do arcyważnej rzeczy. Wielka Brytania się w tańcu nie… bawiła. Tamtejszy sąd orzekł, że Litwinienkę wykończyli bandyci z KGB i to w dodatku na zlecenie i przy koordynacji samego Putina. Brytyjczycy to dumny naród, bez żadnych kompleksów i tam nikt nie podnosił histerii, że teraz to Moskwa bombę atomową na Londyn spuści. Sąd powiedział swoje, politycy robią swoje, naród ma poczucie, że żyje w państwie nie kondominium. Przypominać nie będę co się działo w rusko-niemieckiej kolonii za czasów Tuska, bo chce mi się wyć. Na szczęście zaczynają w Polsce powstawać przyczółki państwowości i przede wszystkim normalności. Powstają warunki, w których w końcu można się na poważnie zająć Smoleńskiem. Niech się idioci i płatne sprzedawczyki śmieją z puszek, parówek i sztucznej mgły. Nawiasem mówiąc wszystkie te niby śmieszne rzeczy, to elementarna fizyka, taka z podstawówki i dokładnie tak się zachowuje rozrywany kadłub samolotu jak parówka, czy puszka po piwie rozsadzana siłą od środka. Co do sztucznej mgły, to radzieckie wojsko ma ten wynalazek do celów bojowych od lat i zdaje się, że zaraz po wojnie zbudowali pierwsze agregaty. Nie ma jednak sensu tłumaczyć niepiśmiennym i nowoczesnym, ani podstawowych praw fizyki, ani tym bardziej składu nowej komisji, którą powołał Macierewicz. Cieszę się ogromnie z tej długo oczekiwanej wiadomości. Ludzie często mnie pytali dlaczego milczę na temat Smoleńska, przecież tego nie można zostawić. W żadnym razie niemożna, ale jednocześnie kilka razy napisałem, że dopóki PiS nie dojdzie do władzy i nie dostanie odpowiednich narzędzi formuła starego zespołu Macierewicza po prostu się wyczerpała.

Bogu dziękować zmieniła się władza i z wolna zmieniają się zasady funkcjonowania państwa, wreszcie doczekałem się cudu. Nie wiem, czy powołani przez Macierewicza naukowcy będą w stanie wyjaśnić, co się stało, obawiam się, że całej prawdy nigdy nie poznamy, ale wiem jedno. Smoleńskiem zajmą się osobistości, którym z prawdziwą przyjemnością i zaszczytem zawiążę sznurowadła. Najważniejsze jest, że za Smoleńsk wezmą się fachowcy, naukowcy i ludzie, którzy nie przestraszą się idiotycznych histerii z wojną atomową na czele i mają za nic kpiny pętaków. Nie oczekuję cudów, wystarczy mi fachowość i przyzwoitość, to jest gwarancja, że jeśli nie uda się wyjaśnić i udowodnić, co się stało w Smoleńsku, to jedyną przyczyną będzie brak możliwości, a nie woli. Wokół tej tragedii działy się niewyobrażalne niegodziwości. W rozpaczy i bólu, jak również desperacji w dążeniu do prawdy wszyscy się myliliśmy i błądziliśmy. Sam doskonale pamiętam, jak na początku dałem się nabrać na „polski bałagan”, zwłaszcza po opublikowaniu rozmów załogi Jaka z TU 154M. Teraz wiem, że te suki…y, sprawujące w Polsce najwyższe urzędy wrzucały do obiegu spreparowane materiały. Brytyjczycy dochodzą swoich racji, ponieważ mają charakter i szacunek dla siebie, czas najwyższy nauczyć się tego w Polsce.

Nie dajmy się też zwariować, to nie wstyd się mylić, ale odwagą jest dążyć do prawdy. Jednym z naukowców, którego darzę wielkim szacunkiem jest Chris Cieszewski, to właśnie On się pomylił mając do dyspozycji skandalicznej jakości materiały, ale miał odwagę podjąć temat Smoleńska. Gdy przyszło mu za to zapłacić, przeszedł suchą stopą po fali gnoju, jaką na Niego wylano i jak prawdziwy naukowiec za pomyłkę przeprosił. To są postawy ludzi wielkich i nie wolno nam zachowywać się, jak reporterzy TVN24. Nie dajmy się zaszczuć, parówkami i pomyłkami, które są normą, przy wyjaśnianiu tak potężnej tragedii. Jeśli chodzi o ekspertów najwyższej klasy, to Chris Cieszewski jest wart 100 milionów Lasków. O ile komisja dysponuje odpowiedniej jakości zdjęciami, bez wahania powierzyłbym Profesorowi Cieszewskiemu tę „działkę”. Jeszcze raz powtórzę! Cieszę się, jak dziecko, że zajmą się Smoleńskiem tacy naukowcy, którzy poświęcili swoje życie i dorobek naukowy, by podjąć się ogromnego zadania. Dla mnie wzorem jest Chris Cieszewski, ale jest jeszcze wielu innych, przed którymi nisko się kłaniam i życzę powodzenia. Być może puenta zostanie odebrana jako skrajny kabotynizm, ale przysięgam na wszystkie świętości, że oddałbym 100 przegranych procesów z pewnym hochsztaplerem, za wyjaśnienie choćby połowy tajemnicy smoleńskiej.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)

Technika pierwszego komunikatu – tego się musi nauczyć PiS

$
0
0

Technologia przerabiania normalnych na wariatów i robienia z wariatów autorytetów nie zmienia się od lat. Najważniejszy pierwszy krok! Ludzie radzieccy opanowali tę metodologię do perfekcji. Gdy Anodina prezentowała wyniki radzieckiego „śledztwa” wykorzystała wszystkie chwyty propagandowe. Generał Błasik miał być pijany, załoga wczoraj zaczęła latać i nie znała żadnych języków, łącznie z polskim, a w podsumowaniu puszczono przeraźliwe krzyki pasażerów. Ten pakiet poszedł w świat, gdy niemiecki podnóżek z podwiniętym ogonkiem szusował w Dolomitach. Parę tygodni po bolszewickiej akcji nawet ekipa Tuska zrozumiała, że takie numery przejść nie mogą. Wtedy na szybko zrobiono konferencję Millera, która skorygowała tylko dwa elementy z wielkiego łgarstwa. Pożal się Boże fachowcy próbowali przekazać, że generał Błasik nie był pijany i do tego dorzucili bałagan w budzie ruskiej, zwanej wieżą. Wszystko poszło bokiem i w tej chwili na świecie, o ile ktokolwiek się tym interesuje, obowiązuje przekaz MAK. Durni, pijani, niedouczeni Polacy z ułańską fantazją zabili samolot. Jakakolwiek inna próba RACJONALEGO wyjaśnienia tragedii natychmiast spotykała się z szyderstwem. Największe kpiny dotyczyły zamachu, wybuch i spisku, bo przecież wszyscy wiemy, że komsomolcy nie kłamią. Rzetelne ustalenie stanu faktycznego – tym nas karmiono przez prawie 6 lat i z drugiej strony mieszano z błotem wszystkich, którzy mieli odwagę nie nazywać cukierkiem „g” zawiniętego w papierek. Wszystko jest do zrobienia i każdego można zrobić, ważne jest tylko to, aby przekazać pierwszy komunikat i mieć narzędzia, które pozwolą go rozpowszechnić.

Wyobraźmy sobie teraz, że współpracownicy Antoniego Macierewicza byli na miejscu katastrofy i mierzyli świętą brzozę na działce radzieckiego lekarza, o ile dobrze pamiętam. W wyniku pomiarów wyszło im, że raz jest 6, raz 5, raz 9, raz 11metrów i w konkluzji podają, że to w ogóle nie ma znaczenia. Idźmy dalej. Głównym ekspertem Macierewicza jest astrolog, który przedstawia się jako pilot wyczynowy, chociaż nigdy nie latał niczym większym niż amatorski samolocik do własnoręcznego poskładania. Inni spece od Macierewicza badali wypadki nie promów kosmicznych, ale balonów i w porywach Wilg, w dodatku jeden z nich wyrżnął jakąś motolotnią z tektury w latarnię i ściął ją w połowie. Czy to wszystko nie jest bezkreśnie zabawne? Mnie to bawi jak cholera, ale w RPIII nadal uchodzi za liturgię „normalnych ludzi”. Dlatego też, gdy usłyszałem, że miało miejsce niszczenie dokumentów zarządzone przez umyślnych Tuska, najpierw pomyślałem sobie, że to oczywiste, później czekałem na stwierdzanie: „to normalna procedura”. I długo czekać nie musiałem. Przemielenie tajnych dokumentów z największej katastrofy po II Wojnie Światowej, zaledwie rok od tej katastrofy, to nic nadzwyczajnego. Taka pieśń niesie się od chwili powiadomienia opinii publicznej o faktach. Pani kierowniczko, jak jest zima, to musi być zimno i tyle. Bardzo przytomnie zachował się rzecznik Prezydenta Marek Magierowski, który odpowiedział komuniście Borowskiemu: „Przy całym szacunku: jak zareagowałby Pan na info o zniszczeniu dokumentów ABW, wytworzonych w dniu śmierci Barbary Blidy?”.

Prawda, że genialne w swej prostocie? Ba! Można jeszcze bardziej skomplikować. Co by się stało, gdyby Mariusz Kamiński przeprowadził „standardową procedurę” i zostawił po sobie kupkę popiołu zamiast dokumentów w sprawie: Sawickiej, Leppera, a nie daj Boże Lipca? Wczoraj napisałem, że zacznie się histeria i już dziś się zaczęło, ale nie ma tu nic dziwnego. Wielu walczy o życie i to dosłownie o życie. Są to ludzie nienawykli do osamotnienia i beznadziejnej walki, oni zawsze byli pierwsi, jak Anodina i zawsze szydzili przez megafon. Skończyło się i w sposób naturalny histeria urasta do granic tragifarsy. Tym razem jest jednak zupełnie inaczej, nastąpiła gwałtowna zamiana miejsc. PiS powinien się nauczyć techniki pierwszego komunikatu wspartego kpiną z oponentów, takie działania są niezbędne dla uspokojenia atmosfery i przejęcia inicjatywy. Tajemnica Smoleńska rozwiąże się w dniu, w którym Polacy będą się pukali w czoło nie przy słowie „zamach”, a przy twierdzeniu „wszystko zostało wyjaśnione przez MAK i Millera”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(9 votes)

Panie Jarosławie Kaczyński, proszę kichnąć na niemiecką hołotę i do przodu!

$
0
0

Świętej pamięci Prezydent Lech Kaczyński popełnił jeden duży błąd. Jako człowiek z klasą nie mógł zrozumieć skąd się biorą tacy „dziennikarze”, którzy w niemieckim szmatławcu pisali o „kartoflu”. Ten artykuł bardzo zabolał i Lech Kaczyński nie krył się ze swoimi uczuciami. Błąd i to poważny, który dostarczył wiele satysfakcji niemieckiej i polskiej dziczy, ale przede wszystkim tę dzicz nobilitował. Prezydent Polski i każdy poważny polityk polski powinien zachować stukilometrowy dystans do tego typu chuligaństwa. Tamtego czasu już niestety nie cofniemy Lech Kaczyński zapłacił najwyższą cenę za swój szacunek do Polski, ale tym bardziej trzeba wyciągnąć wnioski. Ostatnio się w niczym nie wyrabiam i trudno mi śledzić sprawy na bieżąco, jednak z tego co widzę po wieczornej prasówce jednym z topowych tematów jest jakiś wygłup podczas niemieckiego festynu. Paru sprawnych inaczej wyrzeźbiło z masy solnej, czy innego gipsu, „instalację” przedstawiającą Jarosława Kaczyńskiego w mundurze stylizowanym na esesmana. Pod butem Kaczyńskiego widzimy brzydką jak Niemka kobietę, symbolizującą Polskę. Coś takiego ciężko komentować, bo równie dobrze można się starać kulturalnie i rzeczowo prowadzić dialog z żulem, który drze japę: „Eeee lala, bucik ci się rozp…a”. Zanim dojdzie do większej afery z całego serca odradzam Jarosławowi Kaczyńskiemu jakąkolwiek reakcję, a nie daj Boże popełnianie błędu Lecha Kaczyńskiego. Szerokim łukiem omijać niemieckich żuli, którzy wykonali prowokację, najpewniej na zamówienie mieszkańców „ten kraju”, a w każdym razie na potrzeby rozdmuchania wojny o demokrację. Nie ma lepszej reakcji na prowokację, niż nie dać się wciągnąć. Kaczor pewnie doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale widomo, że człowiek to nie kawałek drewna i łatwo ulega emocjom, stąd też nigdy dość życzliwych podpowiedzi.

Zupełnie innym aspektem niemieckiej żenady jest odniesienie do politycznych realiów i tutaj też nie ma wielkich zagadek, tylko same życiowe prawdy. Gdyby Kaczyński i polityka PiS nie naruszała żywotnych interesów niemieckich, nigdy do podobnych wygłupów, by nie doszło. Boją się, tracą wpływy i przede wszystkim grubą kasę w Polsce, to szydzą z człowieka, który za tym wszystkim stoi. Tuskiem, Sikorskim, czy Komorowskim nikt się w Niemczech i na świecie nie zajmował nawet na poziomi drwin. Oni byli do pełnej dyspozycji wielu panów i na każde zawołanie robili za podnóżki. Pamiętamy przecież hołd berliński w wykonaniu kabotyna Sikorskiego, który powiedział wprost, że Berlin ma rządzić całą Europą zaczynając od Polski. Kaczyńskiego Niemcy po pierwsze się boją, po drugie i wbrew pozorom szanują, jak każdego przeciwnika, który w każdej chwili potrafi spuścić łomot. Dla mnie te szwabskie happeningi, głupawe występy Schulza i medialne brewerie FAZ, są doskonały wyznacznikiem jakości polityki Kaczyńskiego i jego samego jako polityka oraz człowieka. Pachołków nie poddaje się satyrze, pachołkami się pomiata i nie dopuszcza głosu.

Człowieka posiadającego wpływ na rzeczywistość i do tego odważnego polityka Niemcy wraz ze wszystkimi państwami zaczynają uważać za równorzędnego partnera w grze politycznej. Uzbroić się w cierpliwość, robić konsekwentnie swoje i ani na moment nie przestawać. Przyjdzie czas, że Niemcy i Kaczyńskiego i Polaków zaczną traktować z pełnym respektem. Tanie komedie świadczą wyłącznie o tym, że ktoś tu traci grunt pod nogami. Wcześniej wszystko działo się samo i nie wymagało najmniejszego nadzoru. Ba! Poprzednia ekipa prześcigała się w padaniu na kolanach przed niemieckimi i radzieckimi panami, nie zapominając o Brukseli. Dla rozleniwionych Niemców i pozostałych beneficjentów peerelowskich porządków nad Wisłą, nastały ciężkie czasy. „Prywatyzacje”, hipermarkety bez podatków, banki łupiące Polaków na lichwie i wreszcie tania siła robocza w montowniach, przestają być darami frajerów dla kolonizatorów. Im więcej szyderstw z Kaczyńskiego i Polski dla Polaków, tym więcej gwarancji, że idziemy w najlepszym możliwym kierunku. Panie Jarosławie Kaczyński, stało się, Niemcy zaczynają się Pana bać na poważnie, chociaż strugają wariata z masy solnej.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
5.67
Average: 5.7(6 votes)

Będziemy wielkim narodem, gdy nauczymy się polityki symbolicznej od Żydów

$
0
0

Z pewną taką nieśmiałością, niczym aktorka występująca w pierwszych reklamach podpasek, ale też całkiem poważnie i świadomie od wielu lat proponuję tytułową kopię zachowań. Wystarczy przyjrzeć się działaniom Gazety Wyborczej, aby zrozumieć siłę Talmudu. Za każdym razem, gdy w Polsce ktoś krzyknie „Żydzi na Madagaskar” podnosi się rwetes od Warszawy po Nowy Jork. Z drugiej strony nieustannie wpaja się Polakom, że wszelkie próby reagowania choćby na „polskie obozy koncentracyjne”, są przejawem kompleksów, martyrologii, mesjanizmu, kalekiego romantyzmu. Dokładnie tak działa Talmud i jego naczelna reguła. Cokolwiek jest dobre dla Żyda jest fatalne dla goja i odwrotnie. My Polacy musimy po pierwsze skopiować symboliczną i narodową politykę Żydów, po drugie dokonać drobnej i jakże europejskiej korekty. Po tych zabiegach powstanie następująca recepta: „Nie wolno krzywdzić Polaków, tak jak nie wolno krzywdzić Żydów, bo wszyscy jesteśmy równi”. Co oznacza w praktyce przyjęcie takiej postawy? Na przykład to, że muszą się pojawić żydowscy rasiści, nacjonaliści i inne ksenofoby, ponieważ nie jest możliwe, aby i w wybranym narodzie nie istniał margines. Innym skutkiem równości ponad podziałami jest system kar i nagród. Dobrzy i zasłużeni dla narodu polskiego Żydzi są pełnoprawnymi obywatelami podlegającymi tym samym nakazom, zakazom i przywilejom. Źli Żydzi, fanatycy i nacjonaliści muszą spotkać się ze społecznym ostracyzmem, w identyczny sposób, jak to się dzieje ze polskim nacjonalistami rysującymi szubienicę z gwiazdą Dawida. W większej skali tak zwane „kłamstwo oświęcimskie” należy traktować na tym samym poziomie, co „kłamstwo obozowe”, zresztą jedno mieści się w drugim. Przy takim naturalnym porządku, do bólu sprawiedliwym i jednocześnie ze wszech miar europejskim, większe i mniejsze problemy w relacjach społecznych i międzynarodowych znikną same.

Prawdopodobnie bardzo zbliżone założenia przyjęli Prezydent Andrzej Duda i minister Antoni Macierewicz, którzy postanowili rozpocząć porządkowanie polskiej polityki symbolicznej. Przez wiele lat zdrajca narodu, sowiecki agent Wojciech Jaruzelski, uchodził za bohatera, a bohater Ryszard Kukliński za zdrajcę. Przez wiele lat wybitni Żydzi Polscy, tacy jak Hemar, czy Herling Grudziński byli traktowani na równi z „bandytami z lasu”, natomiast bohaterami zostawali najpodlejsi Żydzi uczestniczący w stalinowskim aparacie represji: Fajga Mindla, Stefan Szechter, Zygmunt Bauman. Czas najwyższy zrobić porządki ze zdrajcami i katami Polaków i uhonorować bohaterów. Pierwsze dwa kroki na tej drodze bardzo mi się podobają. Prezydent Andrzej Duda zamierza odebrać order Tomaszowi Grossowi, notorycznemu oszczercy, który oczernia Polskę i Polaków przy każdej okazji, zarabiając na swoich podłościach. Drugi krok zrobił Antoni Macierewicz, który wystąpił do Prezydenta o pośmiertny awans na stopień generalski dla pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Jedno z drugim pięknie się uzupełnia no, ale zawsze znajdą się ludzie, którzy będą kręcić nosem. W zasadzie słusznie, wszak te dwa znaczące gesty nie dokonają rewolucji. Zgadza się, ale chciałbym spytać, czy jeszcze pół roku temu komukolwiek przyszłoby do głowy, że polskie władze będzie stać na ukaranie żydowskiego oszczercy i uhonorowanie polskiego bohatera?

Przyznam się z pełną szczerością, że i po wynikach wyborów nie spodziewałem się, że do takich cudów dojdzie. Polityka historyczna i symboliczna nie tylko nie jest bezsensownym „patrzeniem wstecz”, ale jest fundamentem, bez którego żaden naród nigdy nie stanie na nogach i zawsze będzie klęczał. Bardzo też proszę Szanownych Rodaków, abyśmy nadmiernie nie kombinowali, istnieją genialne, żydowskie, wzorce dbania o swoje narodowe interesy, uczmy się tego na pamięć i wszczepmy do głów na zawsze. Tomasz Gross po zerwaniu pagonów i generał Ryszard Kukliński znaczą więcej niż 123 noty protestacyjne, 234 pozwy i 345 petycji w sprawie znieważania narodu polskiego. Dlaczego? Ano dlatego, że to jest sygnał pochodzący od najwyższych przedstawicieli władz polskich, czyli najmocniejszy z możliwych sygnałów do zdrajców i bohaterów, do przyjaciół i wrogów. Wreszcie Polska racjonalnie buduje swoją politykę symboliczną i historyczną, co jest wystarczającym powodem do zadowolenia i wsparcia kierunku działań.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(12 votes)

Jak ważny jest Kaczyński dla PiS widać na każdym kroku – sprawa Kamińskiego

$
0
0

Warto sobie przypomnieć na wstępie słynną historię madrycką, a tę akurat, z różnych powodów, pamiętam doskonale. Przez wiele tygodni Polska żyła „kilometrówką”, była to jedna z tych dętych spraw w stylu „szczytu maltańskiego”, czy wędzonego dorsza. Przyznaję, że wówczas nie miałem dla posłów Kamińskiego i Hofmana litości i dziś zrobiłbym tak samo. Była kampania wyborcza i walka o wszystko, w takich warunkach nie ma mowy o sentymentach, w dodatku Hofman od lat zbierał sobie na konto rozmaite wpadki i zwalał kampanie partii w kluczowych momentach. Kaczyński skorzystał z okazji i pozbył się młodych wilczków, pod pretekstem rozliczenia podróży do Madrytu. Gdy się przyjrzeć tej sprawie po czasie to z całą pewnością można powiedzieć jedno. Skoro Kamiński i Hofman zapłacili tak olbrzymią cenę za kompletną bzdurę, którą umorzyła prokuratura, to w sejmie powinna pozostać Dziewica Orleańska i Jarosław Kaczyński, który ma w tych sprawach bardzo surowe zasady. Innymi słowy ci dwaj panowie nie popełnili zbrodni, ani nawet wielkiego grzechu, oni po prostu zgłupieli na parę minut i dali się złapać jak gówniarze. W żadnej mierze nie wolno porównywać Hofmana z Nowakiem, czy Kamińskiego z Drzewieckim. Z kolei przejmowanie państwowych posadek przez byłych polityków jest w Polsce i na świecie smutną, ale normą. I na taką posadę próbował się Kamiński zapałać, co skończyło się dla niego następną aferą. Słusznie? Tak, ale z zupełnie innych powodów niż większość sądzi. W moim przekonaniu Mariusz Kamiński byłby dobrym jeśli nie bardzo dobrym szefem Polskiego Holdingu Obronnego, bo się na tym zna. Nie kto inny tylko socjopata Niesiołowski publicznie oświadczył, że to kompetentny kandydat, ale prezes Kaczyński mu nie wybaczy i nie da żyć, jednak to wszystko nie ma znaczenia.

Chyba nikt nie wątpi, że za natychmiastową dymisją Mariusza Kamińskiego stoi sam Jarosław Kaczyński, który nie zna litości jeśli chodzi o zachowanie standardów na linii biznes – polityka. Decyzja Kaczyńskiego jest konieczna z wielu powodów. Gdyby Kaczor pokazał choćby skrawek niesławnego TKM (teraz ku..a my) ustawiłaby się do niego kolejka od Żoliborza po Janki i to po pierwsze. Po drugie nie od dziś wiadomo, że proces gnilny w spiżarni zaczyna się od jednego zgniłego jabłka. Przekroczyć granicę, którą samemu się wcześniej wyznaczyło, oznacza podróż w nieznane. Jestem skłonny przyjąć do wiadomości taką ocenę, że w PiS chętnych do koryta nie brakuje, takie pokusy istnieją odwiecznie i tylko nieliczni im nie ulegają. W związku z tymi wszystkimi okolicznościami Jarosław Kaczyński zrobił najmądrzejszą rzecz i wysłał jasny komunikat – tak się panowie bawić nie będziemy. Mariusz Kamiński wszedł do polityki, następnie z niej wypadł i znów przez politykę usiłował zaistnieć. Bez względu na to, że jego wpadka była nic nieznacząca w sferze ludzkiej działalności, politycznie narobił zamieszania nie tylko sobie, ale całej partii. Jest czymś niesamowitym, że ci wszyscy byli politycy za Boga nie potrafią sobie ułożyć życia jak większość ludzi, którzy nigdy w polityce nie byli i nie mają politycznych koneksji. Droga do powrotu jest tylko jedna. Pan Kamiński, Hofman i każdy inny musi najpierw pokazać, co jest wart poza światem polityki i udowodnić, że sobie umie radzić, zanim choćby pomyśli o powrocie do ław poselskich, czy posadzeniu tyłka na stołku państwowym.

PiS skończyłby szybciej na dnie niż PO, gdyby na czele tej partii nie stał Jarosław Kaczyński. Ktoś i to nie byle kto musi trzymać za twarz tak potężną strukturę jak partia, w dodatku partia sprawująca władzę, inaczej w sekund pięć z idei robi się kloaka. Ile znaczy Jarosław Kaczyński dla PiS widać doskonale przy okazji tak prozaicznych spraw jak posada dla byłego posła, ale przede wszystkim w sprawach fundamentalnych. Daje głowę, że podczas trzech miesięcy zmasowanej fali histerii w Polsce i zagranicą, najmniej połowa posłów PiS miała pełne portki, a Kaczor się śmiał i przekonywał, że cyrk szybciej się skończy niż się zaczął. Trzeba mieć charakter, żeby sobie pozwolić na takie zachowania. Z jednej strony Kaczyński jest gwarantem prawa i sprawiedliwości, z drugiej jednak strach się bać, na myśl, że z dania na dzień mogłoby go zabraknąć. Czas najwyższy wskazać i hartować następcę, moim kandydatem jest Mariusz Kamiński, oczywiście nie ten od Madrytu. Tak, czy owak, politycznie cała „afera” została rozegrana modelowo i nie ma co marudzić nad ceną, jaką płaci były poseł, bo wszyscy zapłacilibyśmy znacznie więcej.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(5 votes)

O „wymiarze sprawiedliwości” nigdy dość. Tę patologię trzeba wypalić do gołej ziemi!

$
0
0

Nim na okładkach prasowych i w serwisach telewizyjnych pojawiły się takie gwiazdy sądownictwa jak Tuleya, czy Łączewski, w każdym miasteczku, mieście, aż po województwa i stolicę, panowie w togach robili gorsze rzeczy. Taki sędzia z Gdańska, niejaki Milewski, który przez telefon obiecał, że zrobi wszystko, co Tusk sobie zażyczy, nawet nie stoi w środku patologii, a raczej gdzieś poniżej średniej. Szczytowym osiągnięciem „wymiaru sprawiedliwości” były łapówki, dziwki, dyktowanie apelacji stronie przez sąd najwyższy i uwalnianie szefów mafii. W Polsce przez wiele lat prokuratora albo sędziego byle „Kiełbasa”, czy „Masa” kupował taniej niż używanego Golfa, lekko pukniętego i to nie są żadne wymysły, plotki, czy spiski, ale powszechnie znane fakty. Może i miałbym inne zdanie, nieco złagodzone, na temat tego, co się dzieje, gdybym nie widział na własne oczy i na własnej skórze nie doświadczył, w jaki sposób funkcjonują polskie sądy. Podam kilka przykładów. W trakcie rozprawy zwracam uwagę sędziemu, że oskarżony kłamie, podając znacząco zaniżone dochody. Sędzia bez najmniejszej żenady odpowiada: „Ale jakie to ma znaczenia dla sprawy?”. Innym razem oświadczam, że złożę wniosek na piśmie o wykluczenie sędziego z postępowania i najpierw słyszę: „A niech pan sobie składa”, by później przecierać oczy ze zdziwienia. W protokole pojawia się zapis, że złożyłem wniosek ustnie, w kilka dni sędzia przedkłada akta sprawy swojemu koledze z biura i ten wydaje postanowienie o oddaleniu wniosku, ponieważ wniosek nie został uzasadniony. Niemal w dniu wydania postanowienia przychodzi do sądu mój wniosek złożony na piśmie i pozostaje bez rozpoznania. Kolejna rzecz. Oskarżony oświadcza na sali, że nie poda adresu zamieszkania, sędzia mruczy pod nosem, że mogą być problemy z wydaniem karty karnej, ale ponieważ oskarżony to dęty autorytet ze świecznika, po chwili dodaje: „może się jakoś uda”.

Przebieg rozprawy i protokół w niemal każdym postępowaniu różnią się od siebie bardziej niż Flip od Flapa. W 90 na 100 przypadków sędzia ma w głowie wyrok po pierwszej, pobieżnej lekturze aktu oskarżenia i całe postępowanie jest tylko i wyłącznie teatrem, żeby nie powiedzieć cyrkiem, który ma stanowić alibi dla widzimisię sędziego. W postępowaniu cywilnym na własne uszy słyszałem, jak sędzia pytaniami naprowadza powoda wzajemnego na odpowiedzi i jak go wyprowadza, gdy niegramotny i z tego skorzystać nie potrafił. Pomijając sympatie polityczne, którymi sądy są zainfekowane po strych, o losach stron procesowych decydują zwykłe sympatie i antypatie. Trzy razy spotkałem na korytarzu sądowym panią sędzię, która na mój widok zrobiła minę wyrażającą pogardę z odrazą i wzrokiem dodała: „ja ci ku..a pokażę”. Ta pani sędzia prowadziła/prowadzi dwa albo nawet trzy postępowania z moim udziałem. Gdyby komuś się kiedyś udało podsłuchać „cywilną” rozmowę w gabinecie sędziowskim, a mnie się udało, to usłyszelibyście Szanowni Podejrzani ciotki z bazaru. Tam się rozpoznaje akty i pozwy na zasadzie: „Jadźka, a co tam ten Kowalski znowu przysłał, szlag mnie trafi, co za baran, będę tu teraz siedzieć i czytać wypociny”. Zbiór tych wszystkich obserwacji i doświadczeń spisanych w niezwykle luźny i wręcz skojarzeniowy sposób, nie pozwala mi ani na chwilę dziwić się ustaleniom dziennikarzy, że pan „sędzia” Łączewski jednym czynem pokazał się jako kompletny ignorant i polityczny wyrobnik.

Zdaniem Gazety Warszawskiej, gwiazdor w todze dał się nabrać na fejkowe konto Lisa na Twitterze i już w tym momencie można się posikać ze śmiechu albo zapłakać na śmierć. Przecież ten osobnik ma ustalać stan faktyczny, dochodzić do prawdy materialnej, rozpoznawać wnioski dowodowe i analizować wiarygodność świadków. A to jeszcze nie koniec, niezawisły i niezależny „sędzia” fałszywemu Lisowi proponował pełen fachowy instruktaż w jaki sposób zwalczać PiS. Nie dziwi nic i jeszcze podpowiem niedoświadczonym, żeby nie próbowali pod nazwiskiem, czy też anonimowo nazywać Łączewskiego po imieniu, obojętnie ile prawdy zostanie o tym panu napisane, koledzy w sądach mają już przygotowane wyroki za podniesienie ręki na nietykalnych. Zdarzają się perły między… tombakiem, sam takich dwóch sędziów spotkałem. Pierwszy miał postępowanie dyscyplinarne i proces karny, z którego ledwie się wylizał, tak go załatwili lokalni mafiosi i koledzy. Drugi został czarną owcą, bo odważył się nie zostawić suchej nitki na znanym hochsztaplerze. Prawdę mówiąc sam nie wiem, co zrobić z „wymiarem sprawiedliwości”, stajnia Augiasza przy tym syfie, to pełna sterylność. Wiem natomiast jedno, że jeśli się z sądownictwem i prokuraturą porządku nie zrobi, będziemy nadal mieli system dla mafii, złodziei i skorumpowanych polityków, którzy za drobną opłatą zgnoją każdego człowieka. Wszystko obróci się wniwecz, o ile nie nastąpi całkowite wypalenie patologii „wymiaru sprawiedliwości”.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(13 votes)

Prokuratura umorzyła podsłuchiwanie dziennikarzy, a środowisko się wypięło

$
0
0

Prokuratura ogłosiła właśnie zwyczajową nowinę – nie będzie żadnego śledztwa w sprawie inwigilacji dziennikarzy. Natychmiast zrobiłem sobie szybkie tourne po wszystkich znaczących portalach internetowych i „na chwilę obecną”, jedynie niezlezna.pl odnotowała przykry fakt. Stukam sobie w klawiaturę i w głowę zachodzę, co się stało ze wszystkimi odruchami solidarnościowymi i gdzie się podziały wszystkie klatki? Pamięć ludzka jest zawodna, ale na szczęście istnieją upierdliwcy, którzy pamiętają bardzo dużo. Lis i Olejnik siedzieli za kratkami w ramach happeningu i sprzeciwu wobec sekowania dziennikarzy przez polityków. Tę scenę raczej większość Polaków kojarzy, sprawa była głośna, jak to w przypadku funkcjonariuszy medialnych, ale kto zna szczegóły całej akcji i jej finał? Nie chwaląc się, jedną z takich pamiętliwych bestii jest autor „przedmiotowego” felietonu, a było tak. Na fali ze wszech miar słusznej krytyki rządów Leszka Millera, wpadali w sidła „lewicowi” łapówkarze. W centrali nie szło to tak dobrze, ale lokalnie sukces gonił sukces, dość wspomnieć historię ze Starachowic. Polecieli wówczas towarzysz Sobotka i Jagiełło, tego pierwszego Olek Kwaśniewski na koniec kadencji ułaskawił w pakiecie z bandytą Peterem Foglem. Trudno w to uwierzyć, ale w tamtym czasie na pisaniu o przekrętach można było zrobić błyskotliwą karierę, nie to co teraz, same „oszołomy” i „hejterzy” tworzą spiski o złodziejach na szczytach władzy i celebry. Jednym z takich lokalnych dziennikarzy, który wbił się w nastrój społeczny i dziennikarski był Andrzej Marek, to właśnie w jego obronie protestowały gwiazdy medialne, chociaż wątpię, żeby potrafili po kilkunastu latach powtórzyć jego nazwisko. Marek opisał smutną historię z Polic, chodziło o zatrudnienie niekompetentnego kumpla miejscowej władzy.

Jak zwykle w takich sprawach, osobnik, który winien się wytłumaczyć poszedł do sądu i wygrał z dziennikarzem w procesie karnym z 212 kk. Czy ktoś słyszał od Lisa, Olejnik, Najsztuba, jakąkolwiek reakcję, bodaj sławetne „zapadł prawomocny wyrok, wyroków sądu się nie komentuje”? Nic, zero reakcji i to jest norma. Towarzycho się wypromowało na plecach człowieka, którego od zawsze mieli za nic i zostawili go na 10 lat sam na sam z „wymiarem sprawiedliwości”. Po tym czasie Andrzej Marek, na mocy ugody z Polską, wygrał w Strasburgu i dostał… 1,5 tysiąca euro zadośćuczynienia. Dla porównania powiem, że GW za przeprosiny Jerzego O. zażyczyła sobie 48 tysięcy netto i zgadzają się tylko na wykupienie bilbordu. Wspomniałem o tej zapominanej sprawie Andrzeja Marka, bo to doskonały skrót zgnilizny naszego życia publicznego, który doskonale pasuje do podsłuchiwania dziennikarzy przez rząd i funkcjonariuszy Tuska. Dziecko nie ma wątpliwości, że takie praktyki miały miejsce, ale Lisa z Olejnik w klatce spodziewać się nie należy, ponieważ to nie tacy dziennikarze byli inwigilowani, jakich podsłuchiwać się nie powinno. Prokuratura też umyła ręce i prawdę powiedziawszy chyba miała rację, skoro były Komendant Główny Policji spartolił audyt jak tylko się dało i na koniec sam się zbłaźnił. Inne mechanizmy kontrolne w RPIII, póki co, nie istnieją. Mam na myśli choćby społeczną czujność, która powinna podnosić alarm pod niebiosa, wszak jaka by ta trzecia władza nie była, to zawsze jakiś kij na władzę właściwą.

Nic z tego, cisza, przechodzimy do porządku dziennego, wszyscy wracają do swoich zajęć, reszta ma się rozejść. Peerelowskie obyczaje przeniesione do RPIII nieustannie są rajem dla nietykalnych i piekłem dla Polaka. Jeśli ktokolwiek usiłuje z tym walczyć, wcześniej niż później zostanie sam, ale to zupełnie sam chyba, że ma odrobinę szczęścia lub mocną grupę wsparcia. Na plecach frajerów rozmaici gwiazdorzy chętnie się drapią po wyższe kontrakty, jednak gdy tylko zacznie się robić niebezpiecznie, wszyscy udają, że X, czy Y nigdy nie istniał. Co tu dużo mówić, znam te przyjemności z autopsji, niemniej cięgle piszę. Ciągle walę głową w mur, mając pełną świadomość, że jedynie cudem uda się cokolwiek ugrać, ale rzecz w tym, aby się nie zeszmacić i to jest zwycięstwo. Niech podsłuchują, niech olewają, niech się odwracają, takie życie, tacy ludzie, byle nie skończyć tak, jak te małpy zamykane w klatkach, byle się do nich w najmniejszym skrawku nie upodobnić. No i jeszcze jedno, ja nie zapominam i nie podcieram się ludźmi, których szanuję, pamiętam, że Cezary Gmyz był podsłuchiwany i gnojony, pamiętam, że Tomasz Sakiewicz pierwszy podał rękę, gdy większość odwróciła się d..ą. To jest solidarność i w tych warunkach dużo przyjemniej i sensowniej wali się głową w mur.

Kategoria publikacji: 
Ocena: 
6
Average: 6(10 votes)
Viewing all 2645 articles
Browse latest View live